sobota, 20 lipca 2013

Rozdział VII- Troska.

Miller :
Uporczywe promienie słońca dość jasno dały mi do zrozumienia, że czas wstawać.Otworzyłem oczy, zerkając na okno.Podniosłem się do siadu.Coś ciężkiego spoczywało na moich kolanach.Patrząc w dół, zauważyłem rudą czuprynę.Dopiero po chwili zrozumiałem w jak niezręczniej sytuacji się znalazłem.Patricia leżąca pół na mnie, a pół na kanapie.Lekko podniosłem głowę dziewczyny, przekładając ją na poduszkę.Chwyciłem za cienki lecz wystarczająco ciepły koc, okrywając ciało dziewczyny.Przez wypadek opuszkami palców dotknąłem jej dłoń.Była lodowata.Odwróciwszy się w stronę wyjścia, spostrzegłem dziecko.Wzdrygnąłem.Długie ciemne włosy opadały na bladą twarz.Porcelanowa cera dawała złudzenie, że przed przed nie stoi duch, a lalka.Puste spojrzenie utkwione na mojej osobie.Zdziwiłem się , zjeżdżając wzrokiem w dół.Jej ręce, zsiniałe i pokaleczone.Jakby się dokładniej przyjrzeć, były to dość świeże rany.
-Czego chcesz-warknąłem.Mój głos był  szorstki i oschły.Moje palce automatycznie zacisnęły się w pieść, kiedy dziewczynka zrobiła krok w moją stronę.
-Gdzie potomków było pięciu, tam ludzi zniknie dziesięciu -szeptała cicho pod nosem, jakby odmawiała modlitwę.-Wasz czasz w ich rękach spoczywa, kto umrze niech w niebie odpoczywa.
Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że nawet świst  wiatru mógł to zagłuszyć.Gdy wspomniała o potomkach, z przestrachem w oczach spojrzałem na śpiącą gadułę.Dziecko rozpłynęło się w powietrzu , pozastawiają po sobie niesmak z ujawnionych informacji.Przysiadłem na fotel, ciężko wzdychając.Znów się zaczyna.
Ukradkiem zerkałem na śpiąca Patricie.Jej usta wyginały się w lekką podkówkę.Można powiedzieć, że mi ulżyło, widząc jej uśmiech na twarzy, od nie pamiętnych czasów.

Rutter :
Jakże irytujący budzik, zaczął grać swoją irytującą melodie .Z irytacją uderzyłem w plastikowy przycisk.Czy wszyscy mają dość tej cholernej irytacji? Ziewnąłem głośno, wyciągając ręce ku górze.Popatrzyłem na łóżko Eddiego, pusto.Z uniesioną głową i słabo rozchylonymi oczami ,ruszyłem do kuchni.
-Eddieson, jeśli tu jesteś, odezwij się natychmiast- krzyknąłem.-Jeżeli nie odezwiesz się w ciągu trzech sekund, dostaniesz karę , będziesz czesał włosy Wiktora.
-Raz... trzy...
-Gdzie dwa -spytał z wyrzutem.
-Prawdziwy mężczyzna zna tylko jeden i trzy...
-Czyli nie ty-uśmiechnął się, podając mi szklankę.
-Co jest stary-upiłem łyk soku, ocierając twarz rękawem od piżamy.
-Pamiętasz akcje z potomkami -westchnął cicho.-Trzeba znów ich chronić.
-Czekaj, po co ?
-Te dziec...
-Witam nasze kochane gwiazdeczki-niechcianym przybyszem okazała się być Trudy-Ranne ptaszki z was, a co to , Patricia śpi na kanapie ?
-Tak, źle się wczoraj poczuła-powiedział spokojnie blondyn, mocniej ściskając szklankę.Spojrzałem na niego z ukosa, wydawał się być czymś przybitym.
Opiekunka podeszła do szafki, wyciągając z niej termometr.Pochyliła się nad Patricią , przykładając termometr do twarzy.
-Ojej, ma gorączkę- spojrzała na nas z matczyną troską.-Zaniesiecie ją do pokoju ?
-Dam, radę-powiedział Eddie , podchodząc do rudej, biorąc ją na ręce.Widać było, że bardzo się o nią troszczy, jednak ona była ślepa.Nie wiem co się wydarzyło podczas wakacji, może była jakaś nieprzyjemna sytuacja która zmieniła ich związek o sto osiemdziesiąt stopni ?
Miller, po chwili był na dole, patrząc się na mnie .Widziałem w jego oczach przerażenie.Tęczówki drgały.
-Idziemy do biblioteki-powiedziałem, chwytając kurtkę.
***
-Fabian chyba coś znalazłem.
-Czytaj.
-Dawno temu, gdy bóg Ra był uznawany za człowieka, w wieku siedemdziesięciu lat odszedł do świata bogów, robiąc wrażenie zwykłej ludzkiej śmierci.Zdesperowana córka myśląc ,że umarł, chciała wskrzesić ojca, poświęcając całą wioskę Rozemę w ofierze-przełknął głośno ślinę.-Gdy wioska dowiedziała się o zamiarach Rin, spalili ją na stosie, legenda głosi , że co sto lat przejmuję ciało dziecka, dalej próbując wskrzesić ojca...
-Czyli wychodzi na to, że siostra Patrici to nowe wcielenie Rin...


Mercer:

Mimo, że dwa dni temu odzyskałam przytomność, cały czas czuję otępienie.Nie wiem czy to wina ostrego zapachu zgnilizny, który drażni moje nozdrza, czy też brak dostępu do światła.Siedziałam, opierając się o nierówną ścianę, patrząc się na Alfiego, który próbował wykopać tunel kawałkiem patyka.
Coś ukuło w skroń, przyćmiło, zabolało.Czułam się brudna, zła, śpiąca a przede wszystkim wsytraszona.Czy jest cel w którym przetrzymują mnie i Alfiego ?
-Joy, boję się - jęknął Alfie, upuścił patyk, idąc na czworaka w moją stronę, siadając obok mnie.-Ufo, jest nieobliczalne.
-Nie ma żadnego ufo- westchnęłam cicho.-Weź patyk i dalej kop, jak skończysz to zawołaj.
-Jesteś okrona- powiedział łamiącym się głosem.
Przymknęłam powieki, chąc nawilżyć oczy.Kiedy zrobiło się tak przyjemnie ? Sen, to lekarstwo na wszystko.

3 komentarze:

  1. Wspaniały!Wież , że jesteś moją imienniczką?Też mam na imię Dorota...

    Twoje zamówienie zostało wykonane!

    http://scenariuszesibuna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały! Zapraszam do mnie: housee-of-anuubis.blogspot.com
    + możesz go zaobserwować?

    OdpowiedzUsuń
  3. I kolejny blog do czytania ^^.
    Świetnie piszesz. Tylko nie lepiej by było, gdybyś pisała wypowiedzi od myślników? Tak jest trochę czytelniej. Ale jak chcesz. Ważne, że fajnie piszesz :). Czekam z niecierpliwością na następy rozdział.
    Przy okazji zapraszam do mnie http://fhwigeghe.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy