środa, 19 listopada 2014

Epilog : Po stronie żywych. [1]

Szpital centralny Londyn :


Mały przytulny pokój.Kremowe ściany i jasny zielony lenteks, jedna przestronna szafa i na uboczu mała umywalka.Tuż pod ścianą łóżko z fioletową pościelą.Na nim dziewczyna.Twarz blada, podkrążone oczy -półprzymknięte.Zmęczenie widać było na pierwszy rzut oka, jednak usta były wygięte w lekką podkówkę.Krople potu spływały po jej kredowej cerze.Burza rudych włosów, porozrzucana po całej poduszce .
Kurczowo trzymała metalową rączkę od łóżeczka, które miała na wyciągniecie ręki.Co chwila wydobywały się z niego, ciche mlaskania.Leżało tam dziecko.Jej dziecko! Czarne kruczowate włoski i głębokie zielone oczy w których, można było utonąć.Dziewczyna co chwila podawała maluchowi, jeden palec swojej reki którym, malec zawzięcie się bawił.Była taka szczęśliwa.Częste wybuchy śmiechu syna przyprawiały ją w stan euforii.
Klamka do drzwi zapadła.Skrzypnie nasilało się.W pokoju pojawiła się uśmiechnięta  brunetka.Twarz napięta w najszczerszy uśmiech, oczy błyskały radością jak i ona sama.W ręku trzymała małą torebkę.Niepewnie podeszła do łóżeczka malca.
-Cześć, słodziaku.-Musnęła jego policzek swoim palcem.-Jak ty duży, mama chyba za bardzo Cie karmi.-Zaśmiała się. Patricia przewróciła teatralnie oczami.Chwyciła suchy ręcznik, który przyniosła jej położna.Wytarła ostatnie krople potu, jakie spoczywały na jej ciele.Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Westchnęła głośno.Nie sądziła, że przyjdzie się jej spotkać tak szybko z macierzyństwem.Jednak nie żałowała.Ma teraz przy sobie najdroższą i najcenniejszą osobę.
-Wiesz gdzie zapodział się Eddie ?
-Mówił, że ma jakąś sprawę do załatwienia.-Piper ani na moment nie odrywała wzorku od malca.Dziewczyna podparła się na łokciach.Delikatnie usiadła, jednak najmniejszy ruch sprawiał jej ból.Stopy zetknęły się zimną posadzką.Bolało ją niemiłosiernie, mimo to nie chciała martwić siostry.Pod wpływem chwili wstała na równe nogi.Kości strzeliły, krew buzowała.Z lekkim uśmiechem podeszła do łóżeczka.W głowie huczało, nogi co krok odmawiały posłuszeństwa.Czarne plamy przed oczami nasilały się.
-Jest piękny.-Powiedziała szeptem, leciutko gładząc syna po policzku.Jego skóra była taka delikatna, tak jak i on. Piper spojrzała na Patricie.
Źrenice siostry momentalnie się powiększyły.Oszołomienie przyćmiło zdrowy  instynkt.Tuż pod Rudą znajdowała się kałuża.Kałuża krwi.
-Patricia !
-Jest taki cudo...-Osunęła się na ziemię.Jej uśmiech nadal nie znikał.
-Lekarza !-Krzyk rozniósł się po całym szpitalu.


Przepraszam Daniel !

                                                                         ***

Lekki wiatr delikatnie muskał jego podrażnioną skórę .Włosy szalały w rytm powietrza.Jego oczy słabo uchylone w obawie przed łzawieniem.Cichy i rytmiczny stukot jego butów, dawał echo na jednej z ulic.Dostał wiadomość od nieznanego adresata, który prosi o spotkanie.Eddie, nie przejmując się zbytnio postanowił pójść.Pora była nie najlepsza.Szare odcienie na niebie,  powoli zaczęły się przeobrażać w głęboką czerń.Co chwila potykał się o niesforne korzenie które wystawały z dziurawego chodnika.
W parku było dość ciemno.Jedyne światło dawał księżyc pokazując swoje nieskazitelne oblicze.Również była mała latarnia, która jednak  z chwili na chwilę coraz mocniej przygasała.Nie widział żywej duszy.Rozglądał się uważnie.Szelest krzaków, krakanie kurków. Odwrócił się natychmiast.Z ciemności wyłaniał się mężczyzna.Eddieson, nie mógł nic dostrzec.
-Miło Cię widzieć Eddie.-Głos przesączony łagodnością przyprawił Millera o ciarki.Mężczyzna pokazał się w całej okazałości.Złość, gniew i zwątpienie mieszały się w całość tworząc mieszankę wybuchową.Momentalnie zacisnął mocno pięść, powodując sine odciski od paznokci.
-Co ty tu robisz ?! Jakim prawem żyjesz ?! Przecież do cholery umarłeś.-Krzyczał by dać upust emocjom.W jego wnętrzu panowała prawdziwa wojna.Miał ochotę podejść do niego i centralnie przywalić mu w twarz.
-Daj to wytłumaczyć.-Powiedział spokojnie.Granica przekroczona, tama pękła.Miller, momentalnie chwycił mężczyznę za gardło i przycisnął z impetem w najbliższe drzewo.
-William co ty chcesz tłumaczyć ?-Puścił go.Wytarł ręce w kurtkę jakby chciał się pozbyć brudu.-Co chcesz pytam się !
Czarno włosy uśmiechnął się lekko.Otrzepał spodnie, po czym wyciągnął rękę w stronę Eddiego.Trochę zmieszany, po chwili zastanowienia uścisnął dłoń.Złość wyparowała, została tylko wątpliwość.
-Dobra, wyjaśniaj.-Usiadł na ławkę tępo wpatrując się w kamienną ścieżkę.Usłyszał głębokie westchniecie.
-To wszystko było zaplanowane.-Zrobił przerwę po czym przejechał dłonią po włosach.Miał na niej bandaż.Jednak nie zaniepokoiła  go czerwona plamka na białym materiale.-Mój brat Brad, pracuje dla mafii. Od małego wplątał się w to, z mamą nie chcieliśmy mieć nic, z nim wspólnego.-Wziął  głęboki oddech.-Organizacja zdobyła informacje, że jestem na terenie kraju.Brad musiał mnie "zabić" żeby, nikt się o nich nie dowiedział.
-Poczekaj, własny brat miał Cię zabić ?
-Dokładnie.Tam są ludzie bezwzględni nie mający nawet odrobiny współczucia.Wtedy wydarzyła się ta sytuacja na moście.Prawdy dowiedziałem się później.-Schował twarz w ręce.-Nawet nie wiesz jakie to uczucie, gdy, stoisz nad własnym grobem.
-Dobra rozumiem, jednak jak przeżyłeś ?
-Brad upozorował moją śmierć później gdy się ocknąłem powiedział mi o wszystkim.-Odwrócił się do Millera.-Mam pytanie.
-Hmm ?
-Co z Patricią ? Nie wiem czy będzie chciała mnie znać, ale bynajmniej będziemy mieli kontakt.-Powiedział ściszonym głosem.
-Wiesz co stary, nie chciał bym Cię dołować, ale zostałeś ojcem.-Blondyn uśmiechnął się cwaniacko.William momentalnie pobladł.Ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść a oczy zachodzić łzami.
-Mówisz prawdę ?
-Jak Boga daję.Nie miałem szczęścia zobaczyć twojego dziecka, bo przyszedłem na spotkanie.-Poklepał go  po plecach.-Jak chcesz możemy iść, jednak powiedz co Ci się stało w rękę ?
-Mały wpadek z bronią.-Zaśmiał się.Razem ramię w ramie poszli zobaczyć dziecko, które niedawno zawitało na świat .

Zaczynam naprawdę Cię lubić William.

                                                                         ***
-Żyj do cholery, nie zostawiaj go.-Krzyki lekarza było można usłyszeć  na korytarzu. Piper leciutko kołysała się z małym dzieckiem w ramionach.Cichutki płacz dziecka wydobywał się z krtani malca.Bezsensownie wpatrywała się w drzwi do pokoju.Leżała tam jej siostra, wcześniej szczęśliwa, teraz praktycznie jedną nogą w grobie.

Co chwila ktoś ją nawoływał.Jakiś prąd przeszył jej ciało.Czuła wszystko, jednak nie mogła nic zrobić.Oddychanie było niemożliwe, płuca jakby odmówiły współpracy.Serce coraz wolniej przetaczało krew.Oczy zamykały się miarowo.Jakaś niewidzialna siła ściągała ją w dół.Otchłań ciemności chłonęła ją całą.Była taka bezsilna.
-Całe życie przed tobą, walcz słyszysz walcz !-Jakiś głos przebijał się przez resztki świadomości.
Zostawcie mnie ja umieram.
Coś momentalnie obudziło, jej ciało.Płuca zaczęły na nowo przetwarzać powietrze.Zachłysnęła się dawką tlenu.Oczy momentalnie szeroko się otworzyły.Dyszała głośno, jakby chciała robić ostatni oddech.
-Witaj z powrotem.-Ciepły głoś zadziałał na nią, jak wiadro zimnej wody.
-Nona ? -Głoś lekko zachrypnięty.Kobieta od razu podała kubek z wodą.
-Masz ciastka ? -Zaśmiała się perlicze.-Proszę Cię nie rób tak więcej.
-Nawet nie wiem, jak to się stało.-Wzięła duży chlust wody niczym spragnione zwierze.
-Wystąpiła komplikacja po porodzie, nie bój się sytuacja opanowana.
-Gdzie Daniel ?!-Usiadła szybko, jednak skończyło się to bólem.Syknęła cicho.
-Spokojnie jest z twoja siostrą.-Podeszła do drzwi.Lekko nacisnęła klamką-Uważaj na siebie.

Czemu Cie teraz przy mnie nie ma ?

                                                                  
***
Nawet nie wiecie, ile razy próbowałam to opublikować.Mam strasznie dużo zastrzeżeń, co do tej części.Wiec co ? Jeszcze jedna cześć, jednopartówka i konie.Tak czasami tak bywa, jednak z tym blogiem cholernie trudno będzie, mi się pożegnać.Mimo iż nie pojawiają się nowe posty, pracuje poprawiając moje, stare wypociny.

Do kolejnego napisania. :)

Obserwatorzy