piątek, 26 lipca 2013

Rozdział IX - Ciemność


WILIAMSON :
Zawsze uważała się za aspołeczną osobę.Kontakty z ludźmi były dla mnie czymś nienaturalnym, sztucznym, niepotrzebnym.Jednak teraz kiedy płacze w ramionach Williow, uświadamiam sobie jaka głupia byłam.Nagromadzone cierpienia które skrywałam w sobie, wybuchły niczym tykająca bomba,-szybko i niespodziewanie.
Było już grubo po jedenastej , kiedy Willow zmęczona, wskoczyła pod swoją pierzynę i odpłynęła w głęboki sen.Ja mimo mimo dużego zmęczenia nie mogłam zasnąć. Mój wzrok utkwił na drzewie, stojącym tuż pod naszym oknem.Czasami miałam wrażenie, że ktoś z góry pomylił scenariusze i wcisnął mnie do złego świata.Klątwy, reinkarnacje, złe duchu - brzmi jak dobra książka fantazy, jednak to tylko moje życie.Czuję, jak słabnę z dnia na dzień, mimo to staram się iść do przodu.Dla nich , dla przyjaciół którzy wzięli połowę mojego brzemienia na swoje barki..-Przepraszam was-szepnęłam do poduszki, zanim Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia.
***
Obudziłam się stosunkowo późno, można było to wywnioskować po rozwalonej pościeli na łózko Willow.Odrzuciłam pościel, próbując wstać.Ciało było strasznie ociężałe , jakby ktoś przyczepił do każdej części ciała obciążniki. Kiedy stopy dotknęły zimnych paneli, poczułam lekkie pieczenie.Zdziwiłam się, dokładnie przyglądając się im.Zdziwiłam się kiedy nic nie dostrzegłam.Wstałam powoli, jęcząc z bólu.Wielkim szczęściem było dotarcie do szafy i podejście do łazienki.Za cud uważam zejście ze schodów.
Wchodząc do salonu uśmiechnęłam się lekko mimo bólu. Podeszłam do najbliższego krzesła , opierając się o nie, ściskając jego ramę.Usiadłam szybko, chowając głowę w dłoniach, jednak zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama przy stole.Podniosłam szybko głowę, uśmiechając się mocniej.
-Emm, Patricia -zapytał niepewnie Fabian.-Wszystko w porządku ?
Wyrwana ze swoich myśli, spojrzałam na chłopaka.Uśmiechał się lekko, mimo to, że jego oczy wyrażały troskę.
-Tak -powiedziałam cicho.-Trochę głowa mnie boli, tylko tyle.
Brawo Patricio, twoje ciało cierpi katusze,a twoją wymówką jest lekki ból głowy.Chwyciłam szybko ostatniego tosta.Nie byłam głodna, a kiedy patrzyłam na kawałek chleba, zemdliło mnie.
Szybko odeszłam od stoły, chwytając moją torbę.Potrzebowałam powietrza, tylko tyle.
***
Lekcje minęły mi stosunkowo szybko.Wracałam ze szkoły sama i widząc hordę głodnych chłopaków, skręciłam w dróżkę prowadzącą do parku.

MILLER :
Jak bardzo przyjemne może być leżenie w łóżku.Słowa  nie mogą opisać błogości jaką teraz czułem.Mój relaks nie był jednak długi.Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem,a do pokoju wparowała Amber.Jej oczy błyszczały jak diamenty a uśmiech sięgał na połowę twarzy.
-Patrz, patrz - tuż przed nosem pojawiły się czerwone sandały.- Ładne, prawda ? Wydałam na nie całe kieszonkowe ale warto było. Gdybyś zobaczył minę tej landryny z 3 F.
-Amber, stop- powiedziałem spokojnie.-Są bardzo ładne, ale czemu pokazuje mi je, a nie Fabianowi ?
Blondynka wybuchła perlistym śmiechem, co lekko zbiło mnie z tropu. Ukradkiem zobaczyłem, że Fabian też śmiał się w najlepsze.
-Dobre Eddie - znów się zaśmiała.-Dobra lecę chłopaki.
***
Zimny wiatr co chwile muskał mój policzek, drażniąc go przy okazji.Schowałem głowę w szalik. mimo to czułem jak skóra zaczyna mnie piec.
Był już późny wieczór, a Gaduła jak wyszła ze szkoły tak coś ją wciągało. Z tego co mówiła Nina, poszła na spacer.
-Jeśli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie tego.

Williamson :
Parki jesienią są piękne.Spadające liście, żółte latarnie i wszystkie długie alejki.Było mi bardzo przyjemnie.Późna pora nie zniechęciła  mnie do siedzenia na zimnej ławce, która powodowała dreszcze na moich nogach.Usłyszałam za sobą szelest liści.Nie musiałam się odwracać.Zimne dłonie owinęły się wokół mojej szyi.
-Rin- zaczęłam niepewnie.-Czego chcesz ?
Śmiech tuż przy moim uchu i podmuch zimnego powietrza na moim karku, uświadczył mnie, że to spotkanie nie będzie należało do przyjemnych.
-Co tak agresywnie- powiedziała powoli, jej głosy był takie miękki i ciepły.-Chce ci coś pokazać, moja córko ciemności.
~~
Obraz był lekko rozmyty.Jednak po chwili wyostrzył się.Była to polana, bardzo dobrze mi znana.To tu w wakacje Eddie zabierał mnie na spacery.Wszystko się zgadzało, był Eddie i była dziewczyna.Tylko to nie byłam ja! Nie mogłam dostrzec jej dobrze, stała w cieniu. Jednak dopiero kiedy, Miller objął jej twarz a zaraz pocałował, zobaczyłam jej twarz i te cholerną burze brązowych loków.
-Kiedy to było-spytałam drżącym głosem.Czułam jak do oczów cisnął się łzy.
-W lipcu tamtego roku- szepnęła, po raz kolejny oplatając mnie swoimi rękami.
~~
-To była prawda, tak ?
-Nigdy bym cię nie okłamała - zaśmiała się lekko.-Moja córko.
Coś pękło.Nie wiem do końca co.Serce czy moja dusza.Odwróciłam się do niej.Nie wyglądała jak Lizzy.Miała długie czarne włosy i mleczną cerę.Usta miała krwiście czerwone, policzki lekko zapadnięte.Jej oczy fiołkowe wpatrzone we mnie.Coś najbardziej przykuło uwagę.Czarne duże szaty, rękawy były bardzo szerokie, ledwo było widać jej dłonie.Materiał falował z porywem wiatru.
-Mam coś na ukojenie twojego bólu- zerknęłam na nią pytająco.Zaraz wyciągnęła z rękawa mały sztylet.-Dołącz do mnie, moja córko ciemności.
Chwyciła moją dłoń, kładąc w niej narzędzie.Dopiero dostrzegłam, że nie ma stop.Znów stała za mną, okrywając mnie swoim płaszczem.Było to na prawdę przyjemne.
-Patricia, tutaj jesteś -Eddie zaraz pojawił się parę metrów przed mną.Oddychał głęboko, a jego wzrok utkwił na mojej dłoni.-Po co ci nóż.
On mnie nie widzi Patricio.
-Masz mi coś do powiedzenia -spytałam, ale jego twarz wykrzywiła się w znaku zapytania.-No wiesz, wakacje, polana ty i KT.
-Słuchaj to da się wyjaśnić...
ZRÓB TO ! JEDNO PCHNIĘCIE.
-Jesteś chujem i głupcem  Eddie - zaczęłam powoli, ręka mi drżała.-Ale ja też do mądrych nie należę .


Ciemność, to mój drugi przyjaciel.Wystarczyło jedno pchnięcie w brzuch, a ona już przychodzi.



poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział VIII - Sen

WILLIAMSON :
Sny to taki nasz drugi świat.Zazwyczaj sami go tworzymy, pielęgnujemy. Choć nie jestem zwolenniczką snu, zawsze przynosił mi ukojenie.Czy śniły  mi się horrory, wesołe chwile, nie miało to jakiegoś znaczenia.
Teraz stoję, tu, na polanie która była mi tak bardzo znana. Dzieciństwo, najlepsze określenie.Spojrzałam na swoją jasną sukienkę, była identyczną kopią ulubionej sukienki za młodu.Biały materiał pokryty kwiatami o pastelowych kolorach.Chwyciłam kawałek bawełnianego materiału, ściskając w ręku.Do nosa doleciał znajomy zapach, taki piękny.
-Mamo- krzyknęłam , odwracając się do tyłu.
Zamiast mamy, mała dziewczynka, uśmiechającą się od ucha do ucha.Coś zapiekło.Spojrzałam ukradkiem na ręce.Duże sine płaty ociekające krwią, która spływała na biały materiał i zieloną trawę.Machinalnie wytarłam je w sukienkę całkowicie ją psując, dając wygląd +100 do horroru.
-Patricia.-Cieniutki głosik dochodził za mnie.Odwróciłam głowę, widząc fiołkowe oczy i ciemne brązowe włosy, sprawiły, że oczy zaszły mgłą a ramiona zaczęły drgać.
-Niemożliwe- jęknęłam przykładając rękę do ust.-Lizzy ?
-Minęło trochę czasu - zamknęła oczy, śmiejąc się. - Wyładniałaś siostrzyczko.
To był impuls. Samoistny odruch.Upadłam tuż przed nią na kolana, obejmując ją za szyję. Płakałam jak małe dziecko, a nawet gorzej.Łzy spływały po moich rozgrzanych policzkach.
-Co ona z tobą zrobiła-lekko odepchnęła mnie od siebie, chwytając za moje dłonie.-Trochę poszczypie.
Przyłożyła swoją rękę do mojej skóry, która pod jej dotykiem całkowicie zdrowiała.
-Trochę jak czarodziejka-zaśmiałam się, wypatrują się w jej twarz szukając tego samego, jednak nie uśmiechnęła się.-Coś się stało ?
Spuściła wzrok, zgryzając wargę.
-Musisz na siebie uważać, wiesz o tym- podniosła się , wskazując na drugi koniec polany.-Ta jędza, zrobi wszystko aby dopełnić swego.
-Czekaj, to jej wina - spytałam, wstając.
-No, a coś myślała, wredne babsko, wcieliła się w dziecko, które "przypadkowo " popchnęło mnie pod samochód- skrzyżowała ręce.-Lubię samochody ale nie tak, żeby badać je od dołu.
-Masz dość specyficzny humor, mówiąc tak o swojej śmierci.
-A żebyś wiedziała. Dobra nie ma dużo czasu- podeszła do mnie, wciskając do mojej ręki stary zegarek.-Masz jej unikać , jak ognia, albo jak Piper...
-Sugerujesz coś Piper ?
-Jej ? Nie, broń Boże !-Podrapała się po głowie, wzdychając.-Nie zrozumiałaś przenośni.Muszę już znikać, pamiętaj pilnuj się !
Jej postać rozpłynęła się, zostawiając po sobie tylko zapach wiśni. Odwróciłam się w stronę dziewczyny, jednak jej już nie było.Po chwili poczułam ciepło rozchodzące się po ciele i  ból.Opuszkami palców musnęłam skórę brzucha.Nie musiałam patrzeć na dłonie, by się przekonać, że na rękach widnieje krew.Nóż upadł - upadłam i ja.

Jenks :

-Wybiła dziesiąta...
-Boże, a on znów to samo-westchnęłam cicho, wchodząc ociężale po schodach.
Byłam zmęczona, cały dzień szukał Alfiego, który znalazł się pod wieczór.Leżał zwinięty w burito pod łóżkiem.Nie dociekałam za bardzo, ale natarczywie wspominał coś o ufo.
Wchodząc do pokoju, zauważyłam, że Patricia śpi.Jednak to nie był zwykły sen.Miała gorączkę, sugerowała to jej mokra od potu twarz.Jej lewa ręka ściskała pościel, druga natomiast chwytała kawałek koszuli  tuż przy pępku.
-Patricia*-lekko szturchnęłam ją w ramię.-Obudź się.
Zerwała się momentalnie do siadu, ciężko dysząc.Jej oczy lekko zeszklone, spoglądały na mnie..Podciągnęła koszulkę do góry.Tuż w okolicy pępka widniała niewielka rana, zasklepiona, musiała być świeża.
-Willow-powiedziała łamiącym się głosem.-Willow...
-Ej, co się dzieje- spytałam.
Rzuciła się na mnie, tuląc się.Jej głowa wbijała się w mój bark.Płakała.Ona płakała.
-Willow, ja nie umrę, prawda ?
-Co ty wygadujesz- odciągnęłam na chwilę jej głowę od siebie.Spuściła wzrok.
-Po prostu potwierdź.
-Nie pozwolimy Ci umrzeć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Imię jest specjalnie tak pisane.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział VII- Troska.

Miller :
Uporczywe promienie słońca dość jasno dały mi do zrozumienia, że czas wstawać.Otworzyłem oczy, zerkając na okno.Podniosłem się do siadu.Coś ciężkiego spoczywało na moich kolanach.Patrząc w dół, zauważyłem rudą czuprynę.Dopiero po chwili zrozumiałem w jak niezręczniej sytuacji się znalazłem.Patricia leżąca pół na mnie, a pół na kanapie.Lekko podniosłem głowę dziewczyny, przekładając ją na poduszkę.Chwyciłem za cienki lecz wystarczająco ciepły koc, okrywając ciało dziewczyny.Przez wypadek opuszkami palców dotknąłem jej dłoń.Była lodowata.Odwróciwszy się w stronę wyjścia, spostrzegłem dziecko.Wzdrygnąłem.Długie ciemne włosy opadały na bladą twarz.Porcelanowa cera dawała złudzenie, że przed przed nie stoi duch, a lalka.Puste spojrzenie utkwione na mojej osobie.Zdziwiłem się , zjeżdżając wzrokiem w dół.Jej ręce, zsiniałe i pokaleczone.Jakby się dokładniej przyjrzeć, były to dość świeże rany.
-Czego chcesz-warknąłem.Mój głos był  szorstki i oschły.Moje palce automatycznie zacisnęły się w pieść, kiedy dziewczynka zrobiła krok w moją stronę.
-Gdzie potomków było pięciu, tam ludzi zniknie dziesięciu -szeptała cicho pod nosem, jakby odmawiała modlitwę.-Wasz czasz w ich rękach spoczywa, kto umrze niech w niebie odpoczywa.
Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że nawet świst  wiatru mógł to zagłuszyć.Gdy wspomniała o potomkach, z przestrachem w oczach spojrzałem na śpiącą gadułę.Dziecko rozpłynęło się w powietrzu , pozastawiają po sobie niesmak z ujawnionych informacji.Przysiadłem na fotel, ciężko wzdychając.Znów się zaczyna.
Ukradkiem zerkałem na śpiąca Patricie.Jej usta wyginały się w lekką podkówkę.Można powiedzieć, że mi ulżyło, widząc jej uśmiech na twarzy, od nie pamiętnych czasów.

Rutter :
Jakże irytujący budzik, zaczął grać swoją irytującą melodie .Z irytacją uderzyłem w plastikowy przycisk.Czy wszyscy mają dość tej cholernej irytacji? Ziewnąłem głośno, wyciągając ręce ku górze.Popatrzyłem na łóżko Eddiego, pusto.Z uniesioną głową i słabo rozchylonymi oczami ,ruszyłem do kuchni.
-Eddieson, jeśli tu jesteś, odezwij się natychmiast- krzyknąłem.-Jeżeli nie odezwiesz się w ciągu trzech sekund, dostaniesz karę , będziesz czesał włosy Wiktora.
-Raz... trzy...
-Gdzie dwa -spytał z wyrzutem.
-Prawdziwy mężczyzna zna tylko jeden i trzy...
-Czyli nie ty-uśmiechnął się, podając mi szklankę.
-Co jest stary-upiłem łyk soku, ocierając twarz rękawem od piżamy.
-Pamiętasz akcje z potomkami -westchnął cicho.-Trzeba znów ich chronić.
-Czekaj, po co ?
-Te dziec...
-Witam nasze kochane gwiazdeczki-niechcianym przybyszem okazała się być Trudy-Ranne ptaszki z was, a co to , Patricia śpi na kanapie ?
-Tak, źle się wczoraj poczuła-powiedział spokojnie blondyn, mocniej ściskając szklankę.Spojrzałem na niego z ukosa, wydawał się być czymś przybitym.
Opiekunka podeszła do szafki, wyciągając z niej termometr.Pochyliła się nad Patricią , przykładając termometr do twarzy.
-Ojej, ma gorączkę- spojrzała na nas z matczyną troską.-Zaniesiecie ją do pokoju ?
-Dam, radę-powiedział Eddie , podchodząc do rudej, biorąc ją na ręce.Widać było, że bardzo się o nią troszczy, jednak ona była ślepa.Nie wiem co się wydarzyło podczas wakacji, może była jakaś nieprzyjemna sytuacja która zmieniła ich związek o sto osiemdziesiąt stopni ?
Miller, po chwili był na dole, patrząc się na mnie .Widziałem w jego oczach przerażenie.Tęczówki drgały.
-Idziemy do biblioteki-powiedziałem, chwytając kurtkę.
***
-Fabian chyba coś znalazłem.
-Czytaj.
-Dawno temu, gdy bóg Ra był uznawany za człowieka, w wieku siedemdziesięciu lat odszedł do świata bogów, robiąc wrażenie zwykłej ludzkiej śmierci.Zdesperowana córka myśląc ,że umarł, chciała wskrzesić ojca, poświęcając całą wioskę Rozemę w ofierze-przełknął głośno ślinę.-Gdy wioska dowiedziała się o zamiarach Rin, spalili ją na stosie, legenda głosi , że co sto lat przejmuję ciało dziecka, dalej próbując wskrzesić ojca...
-Czyli wychodzi na to, że siostra Patrici to nowe wcielenie Rin...


Mercer:

Mimo, że dwa dni temu odzyskałam przytomność, cały czas czuję otępienie.Nie wiem czy to wina ostrego zapachu zgnilizny, który drażni moje nozdrza, czy też brak dostępu do światła.Siedziałam, opierając się o nierówną ścianę, patrząc się na Alfiego, który próbował wykopać tunel kawałkiem patyka.
Coś ukuło w skroń, przyćmiło, zabolało.Czułam się brudna, zła, śpiąca a przede wszystkim wsytraszona.Czy jest cel w którym przetrzymują mnie i Alfiego ?
-Joy, boję się - jęknął Alfie, upuścił patyk, idąc na czworaka w moją stronę, siadając obok mnie.-Ufo, jest nieobliczalne.
-Nie ma żadnego ufo- westchnęłam cicho.-Weź patyk i dalej kop, jak skończysz to zawołaj.
-Jesteś okrona- powiedział łamiącym się głosem.
Przymknęłam powieki, chąc nawilżyć oczy.Kiedy zrobiło się tak przyjemnie ? Sen, to lekarstwo na wszystko.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział VI - Zmiana podejścia.

Nina**

 Cała sytuacja wydawała się kuriozalna.Cały czas sądziłam , że siedzę jak małe dziecko i słucham niestworzonych historii.Nie można powiedzieć iż normalnością jest widzenie ZMARŁYCH małych dzieci.Dodatkowo o siostra Patrici, o której się dowiedziałam. Sam fakt, że ukrywała coś przed nami, daje mi do zrozumienia iż nie jest osobą godną zaufania.Jednak wiem jak zachować się w danej sytuacji, nie potrzebnie zaczynałabym kłótnię, pewnie tak i tak Fabian stanął by  jej stronie.
Ruda, chyba nie wytrzymała napięcia, usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i dźwięk upadającego  albumu.Widziałam chęć pocieszenia w oczach chłopaków.Machnęłam ręką w geście uspokojenia.W miarę zgrabnie wstałam z podłogi, poprawiając zagiętą zbyt wysoko spódnicę.
-Ja pójdę -przeczesałam ręką włosy, które od razu się naelektryzowały.

 ***
Szukanie Patrici, jest jak znalezienie igły w stogu siana.Jest to nie ko wnerwiające ale i męczące.Tracąc resztki nadziei, powędrowałam do gabinetu Frobishera.Otwierające się drzwi do pomieszczenia, przyniosły ze sobą tonę kurzu i zapach starych książek.Lubiłam to, jednak przy stworzyło mnie to o kichanie i drapanie w gardle. Była tam, siedziała skulona na starym fotelu.Podchodząc starałam się zachować dystans, jednak widok największej twardzielki zalanej łzami potrafi chwycić za serce.Lekko położyłam dłoń na jej ramię.Przestraszona podniosła głowę , pokazując czerwone od płaczu oczy i zaróżowione policzki.
-W porządku - spytałam , kucając tuż obok niej.
-Tak- powiedziała, pociągając nosem.Sięgnęłam po przedniej kieszeni mundurka, poszukując chusteczek.
-Powiedz Nino, czy to wszystko ma jakiś sens ? -Podałam jej chusteczkę, w podzięce pokiwała głową.Pytanie strasznie zaczęło mącić mi w głowię.
-W Anubisie, wszystko jest możliwe - ucieszyłam się gdy na jej twarzy  pojawił się mały uśmiech
-Dziękuję.-Usłyszałam z jej ust to po raz pierwszy,Z niewiadomych przyczyn w sercu zagościło uczucie ciepła, to tak jakby starsza siostra płakał Ci w ramię.Dzisiejszy dzień dużo zmienił, tak jak moje podejście do Ciebie, Patrcio.

                                                              ***
Jaffray:
Było zimno i to cholernie.Jednak wysłać Joy do sklepu, to jak po śmierć.Człowiek zapewne przeżył by jeszcze drugie tyle.Jest późno, jeśli spóźnimy się na kolację to nic nie zostanie.Alfie dziś za bardzo głodował na obiad, aby odpuścić sobie syte naleśniki.Głodna się zrobiłam. ( autorka też, poprawiając ten tekst ^^)
Widok Joy, wychodzącej ze sklepu sprawił , że byłam zdolna ruszać palcami u nogi.Zawsze jakiś postęp.
-Dłużej nie można - spytałam sarkastycznie .
-Oj, Maro gdybyś widziała tego sprzedawcę- westchnęłam głośno, chowając głowę w szalik.
-Maro, czy mi się zdaję,że ten facet z tyłu idzie za nami od samego sklepu ?
-Mówiłam żebyś nie oglądała horrorów -skarciłam ją , chuchając sobie na dłonie.
Jednak w jakiś stopniu czułam nadchodzące niebezpieczeństwo. Dlaczego ?
Joy, mimo to iż starałam się ją uspokoić dalej co chwila odwracała się .
Niczego nie świadoma, wyprzedziłam dziewczynę idąc szybszym krokiem.Przeraźliwy krzyk, przeszył otoczenie.Gwałtownie spojrzałam do tyłu w poszukiwaniu Joy.Szamotała się w wysokim facetem, który uporczywie ciągnął ją w stronę lasu.Sznury strachu  splątały mnie, uniemożliwiając mi ruch, nawet
najprostszy.Zniknęła w ciemności.Adrenalina zaczęła działać, dopiero.Zwróciłam się w stronę Anubisa, biegnąc ile sił w nogach.Potykając się nie zważałam na nic., mógłby potrącić mnie samochód, muszę powiedzieć ! Podbiegając do drzwi wyciągnęłam rękę, aby szybko nacisnąć klamkę.Jadnak, tylko w nią uderzyłam.Syknęłam cicho, popychając drzwi.Nogi same prowadziły.Rozmowy w  salonie ucichły.
Oczy strasznie zaczęły zachodzić łzami, wręcz dławiłam się nimi.
-Po-porwali, Joy- głos drżał, ręce się strzęsły a nogi niebezpiecznie uginały  
-Maro, możesz powtórzyć ?- Spytał dość poddenerwowany Jerome.
Głuchy jesteś -krzyknęłam niepanująca nad emocjami.-Porwali ją !
Chwyciłam wolne krzesło , siadając na nim.Schowałam twarz w dłoniach.To jakiś koszmar.
Dźwięk upadającego krzesła na podłogę  i krzyk Eddiego.
Dalsze wydarzenia były jak mgła, przeminęły, jednak wracały każdego ranka.

Williamson :
Spanie w takim stanie jest wręcz nierealne.Widzę wszystko oczami Marry.Jej przerażona twarz, krzyk. Mimo iż tam nie byłam.Dodatkowo sprawa ze zjawą.Wciągnęłam głośno powietrze, które dostało się do buzi wraz z kurzem.Straszni zaschło mi w gardle.Po cichu wyszłam z pokoju, kierując się na dół. Do tej pory schodząc po schodach kurczowo trzymam się poręczy.Będąc w kuchni sięgnęłam pierwszy lepszy sok.Znjąc fabułę horrorów spodziewałam się tam jej, nie myliłam się.Tak, to ona.Ten  arogancki wyraz twarzy.Niby to ja miałam na nią zły wpływ.Śmiech na sali.
-Czego chcesz - oparłam się o blat wysepki kuchennej.
-Czwórka .
-Umiesz liczyć do czterech, bardzo ładnie.
-Czwórka -wskazała placem na hol.Wychyliłam głowę.Moje źrenice momentalnie poszerzyły się do maksimum.Alfie nieprzytomny, przewieszony na ramieniu nieznanego mężczyzny.
-Alfie !- Mój krzyk pewnie obudził każdego. Co z tego ! Tylko dlaczego nie mogę się ruszyć ?
Cholera.
-Patricia, co się stało ? -Eddie, błyskawicznie znalazł się przy mnie otaczając mnie ramieniem.
-Nie ma go, nie.. ma... go...
-Kogo, Patrcia do cholery otrząśnij  się !
-Alfiego.




Ohayo !
Mam nadzieję, że poprawki nie są najgorsze.Życzę udanego czytania.
Do zobaczenia przy następnych poprawkach. :)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Księga I Rozdział V - Wrestling


Miller :
Uczucie suchości w gardle, nie dawało za wygraną.Nie piłem,kaca nie miałem,  a teraz wodę mógłbym chłonąć litrami.Dobra pragnienie wygrało.Jakimś cudem odnalazłem włącznik do lampki.
Odruchowo spojrzałem, na łóżko Fabian które wyjątkowo było puste.Zdziwiłem się nieco iż jeszcze przed snem mówił, że jutro może odespać dni w których, Nina wyciągała go na zakupy.Współczuje chłopakowi, biedny musi latać za nią z torbami po całym centrum. Podszedłem do drzwi które były uchylone.Dobra moje zdziwienie osiąga limit.
Na korytarzu było dość ciemno, wystarczająco żeby z impetem uderzyć w rzeźbę.Kto był na tyle inteligenty, żeby postawić ją tu postawić.Boli, boli. Przegryzłem dolną wargę.Może pomoże albo pogorszy sprawę.Na ślepo szukałem włącznika światła.Nie chciałem kolejny raz w coś przywalić.
Pod wpływem światła zobaczyłem buntownika (który nie śpi, po ciszy nocnej).Chciało mi się śmiać tak mocno, że musiałem przerwać czynność.Trzymał rudą na plecach.
-Fabian jak chcesz się pobawić w wrestling rób to w dzień.-Zaśmiałem się .Jednak ma coś w tych rękach.Zdziwił mnie brak reakcji z jego strony.-Mógłbyś ją puścić ?
Kolejny brak odpowiedzi.Najwidoczniej się na mnie obraził.Cóż bywa.Jednak zaintrygował mnie fakt, że Patricia jest za spokojna, na jego ramieniu.Oddychała to fakt, jednak przeczucie wzięło górę.Podszedłem do niej i lekko uniosłem jej twarz do mojej.Byłą strasznie nienaturalna ; kredowa, usta zsiniałe.
-Dobra, koniec zabawy.-Chwyciłem dziewczynę za ramię.Przeniosłem ją na nogi jednak skłaniała się.Bardzo mi to przeszkadzało.Musiałem sobie jakoś poradzić bo Fabian zrobił focha.
Gdy już zamierzałem, wchodzić po schodach, on pociągnął mnie za koszulę.Uniosłem brew w górę w znaczeniu, że nie o co się czepia.
-Odbiło Ci ?! Puść mnie.-Gorzej jak dziecko.Kurczowo trzymał się mojej koszuli.Zdenerwował mnie.Nie wiem czy to był odruch, czy też brak silnej woli,ale  wymierzyłem mu siarczystego policzka.Oddalił się na jakieś pięć metrów.Jego oczy niebezpiecznie zalśniły.Mocny odcień czerwieni, pojawił się na jego oczach.
-Fabian, no dobrze kupiłeś sobie soczewki, zajebiście! Jutro się pobawimy.-Jego ręka zawisła w górze.Nie wiedziałem czy mam się szykować na uderzenie.Jednak on wskazał palcem na rudą.
 Na szczęście odzyskała kolory na twarz, a usta znów przybrały malinowy odcień.Uff..
-Serce.
-Tak, masz serce.
-Oddaj, serce.
-A weź się spierdalaj.-Kolejny raz go uderzyłem, całkiem fajne uczucie.Chyba poskutkowało.Jego oczy wróciły do normalności.
-Ty stary, ale odlot.Miałem sen, że mnie policzkujesz.-Zaśmiałem się sztucznie.-Ej, co tu robi Ruda ?
Czekaj wymyślam coś sensownego : Fabian byłeś psychopatycznym lunatykiem, który uprawiał wrestling z Patricią.Za bardzo prawdziwe.
-Zemdlała.-Najprostsza wymówka pod słońcem.-Co się patrzysz, pomóż mi.
Chwyciliśmy dziewczynę po ramiona.Dobra albo mi się zdaje, albo przytyła w ciągu pięciu minut.
Chodź było grubo po pierwszej nie miałem zwid.Chociaż skąd tu się do licha wzięła dziewczynka ?
Perfidnie patrzyła się na nas, bez żadnego skrępowania.Miała przecież przed sobą pięknych facetów.
Wyciągnęła ręce w naszym kierunku.Blask pojawił się  znikąd, oślepił mnie.Na małych rączkach pojawiły się znamienia : księżyc i słońce.Były takie hipnotyzujące.
-Fabian, nie patrz się na jej ręce, chodź.-Pociągnąłem szybko Patricie do pionu.Wchodzenie z nią na barkach było cholernie trudne.
Gdy już ujrzałem pokój dziewczyny ucieszyłem się gorzej niż dziecko.Otworzyłem szybko drzwi.Serce biło mi stanowczo za szybko.Fabian jak zwykle rozważny, przekręcił zamek w drzwiach.Ostrożnie położyłem ją na łóżku.Miała gorączkę, znów.Przykryłem ją kocem i puchową kołdrą.
Nie miałem zamiaru wychodzić, z tego pokoju po tym co zobaczyłem.Nie chcąc narobić bałaganu, sięgnąłem koce.Oparłem się o łóżko i oddałem się zmęczeniu.



Williamson : 


Czułam się tak błogo.Zmęczenie i ból odeszły w zapomnienie.Powiadają, że sny to pragnienia ludzi.Niespełnione marzenia czy też wymysły naszej wyobraźni.
Duża, biała sala.Ozdobiona różnorodnymi rodzajami kwiatów.Stałam pośrodku.Oblężona ludźmi.
Nie powiem czułam się niekomfortowo.Wszystkie spojrzenia oglądały mnie od góry, do dołu.
Biała sukienka jest oznaką czystość.Skromna, prosta która idealnie na mnie pasowała.Bynajmniej tak uważałam.Schyliłam głowę w dół, czułam się na prawdę dziwnie.Czyjaś ręka pojawiła się przed moją twarzą.Właściciel oczarował mnie od razu. Włosy blond jasne, niczym promienie słońca i oczy głębsze niż ocean.Idealna twarz, która aż prosiła żeby ją pocałować.
-Można, prosić ? -Spytał melodyjnym głosem.Nie pewnie podałam mu dłoń.Delikatni ją ujął.
Muzyka była tak spokojna.Złączyliśmy się w tańcu.Odnalazłam  tego jedynego.Uczyłam się wspaniale.Radość z czucia jego bliskości była niedopisania.Był taki czuły.Te magnetyzujące spojrzenie.Można się roztopić.Melodia płynęła coraz ciszej.
Przymknęłam oczy na moment, jednak gdy otworzyłam powieki nikogo nie było.Nie czułam już jego ciepła.Rozejrzałam się.Byłam sama.
Biały materiał mignął mi przed oczami.Czułam czyjś oddech na karku.Bałam się odwrócić.
Coś ciężkiego dotknęło moich pleców.Poczułam ostry ból na plecach.Jakaś ciecz zaczęła swoją wędrówkę do plecach.Opuszkami palców dotknęłam sukienki, która już zdążyła przesiąknąć.Krew pojawiła się na placach.Promieniowanie bólu roznosiła się nadal.Teraz czułam, jak ktoś przesuwa ostrzem po mich plecach, rysując coś.Krzyczałam na tyle ile mogłam.Zaczynało mi brakować tchu.
Przede mną pojawiło się lustro.Jakaś nienaturalna siła kazała mi się odwrócić.Stałam tyłem, jednak ktoś zmuszał moją głowę żeby zrobiła, bynajmniej ukośne spojrzenie przez ramię.
Źrenice zmniejszyły się.Chciało mi się płakać.Plecy oszpecone.Długi napis ciągnął się od samego karku do miejsca gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę.Nie było to po angielsku.
Padłam na brzuch.Rany krwawiły, a moje siły osiągnęły limit.Chce się obudzić.


Rutter :

Nie mogłem za zbytnio spać.Przekręcałem się z boku na bok w celu, znalezienia wygodnej pozycji.Pokój przeszły przeraźliwy krzyk, krzyk który przebił by niebo.Zerwałem się z łóżka i jak najszybciej chciałem odnaleźć źródło.Spojrzałem na łóżko Patrici , po czym podbiegłem do niej zalanej łzami, która rzucała się w spazmach bólu.Chwyciłem ją za ręce i mocno przyparłem do pościeli.
-Patrcia!-Krzyknął trochę przestraszony.-Patricia, obudź się!
Dziewczyna momentalnie otworzyła oczy, łapiąc z trudem oddech.Cała drżała.Jej oczy były przesiąknięte strachem.Spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym bólem.Nie mogłem znieść tego widoku.
-Co się dzieje ?-Mój głos był opanowany, jak na sytuacje.-Odpowiedz!
Jej oddech był nienaturalnie szybki i nierówny.Co chwila próbowała unikać mojego wzroku jednak na marne. Usiadłem na niej okrakiem, jedną ręką trzymając jej twarz w moim kierunku, a drugą przyszpiliłem jej ręce do posłania.
-Proszę, puści mnie .-Poprosiła.-Proszę.
Zdziwiłem się nie co.Widać, że nie hamowała łez. Płynęły bez zahamowań.Puściłem jej ręce i usiadłem na raju łóżka.Przeczesałem ręką włosy.
Siedziała roztrzęsiona.Nie wiedziałem jak jej pomóc.Byłem jednym słowem bezradny.
-Patricia, posłuchaj.-zacząłem delikatnie, a zarazem cicho żeby nie zbudzić Millera.-Jak masz jakiś problem to mów.
-Fabian, dziękuję.Mocno się do mnie przytuliła.Jej łzy, zachlapały mój podkoszulek.
Zawsze traktowałem ją jak siostrę i tak zostanie.

Martin :
Znów przytyje jeśli co tydzień będę jeździć do babci.Jednak nie mogę powiedzieć, że źle gotuje.Mistrzyni w kuchni.W Anubisie było jeszcze cicho.Każdy był jeszcze pogrążony w śnie, ale już po domu rozchodził się zapachy śniadania.Na palcach pobiegłam na górę.Zdziwiło mnie to,że pokój był zamknięty od wewnątrz.Czyżby Patricia się obraziła ? Całe szczęście mam zapasowy.Przekręciłam klucz.Moje myśli zaczynały się mieszać gdy zobaczyłam Millera i Ruttera na podłodze.Próbowałam sobie to jakoś racjonalnie wyjaśnić jednak miałam nieczyste myśli.O czym ja myślę.
-Ej, śpiochy wstawać.-Eddie, niezrozumiale mruknął pod nosem Patricia, wyżej podciągnęła kołdrę a Fabian nie ruszył ani o centymetr. -Rutter, wstawaj.-Krzyknęła mu do ucha.
-Dobra, dobra daj spać.-Powiedział cicho.-Nina ?
-Tak.-Powiedziała z przekąsem.
-Spotkanie Sibuny po śniadaniu.

Miller :


Każdy siedział już na miejscu.Alfie bawił się swoim samochodem, Amber natarczywie przeczesywała włosy Nina, wściekłym spojrzeniem molestowała Fabian, który zaś patrzył się w podłogę. Natomiast ja patrzyłem się na Patricie, która odwzajemniała czyn.
-Dobra jest taka sprawa, że jakieś dziecko lata po Anubisie, z tatuażami na rękach.-Zaczął Fabian.
-Druga sprawa, Rutter chyba się najadł za dużo słodyczy, bo walczył z Rudą, którą znokautował .- Brunet popatrzył się na mnie dziwnie, jakby w cale nie wiedział o co chodzi.-Masz zajebiste soczewki.-Dodałem.
-O czym, ty mówisz ?-Zapytał.Zbił mnie z tropu w tym momencie.
-No oczy Ci się świeciły !
-Wiecie co ? Tą dziewczynę widziałam wcześniej i kogoś mi przypomina, poczekajcie.-Patricia wybiegła z pokoju.Sprawa coraz bardziej się mąciła.Wszystko to co zebraliśmy nie ma najmniejszego sensu.Po chwili Gaduła przyszła z albumem w ręku.Nie był on stary.Normalny współczesny album.
-To ona ? -Spytała cicho.
-Tak.-Krzyknąłem jednocześnie z Fabianem.-Znasz, ją ?
-Niestety, tooo moja siostra..Zaczęła, strasznie się jąkała.-To przecież nie możliwe.Ona nie żyje!


Obserwatorzy