wtorek, 9 grudnia 2014

Epilog : Nowe pokolenie. [2]

-Mamo, mamo ! -Krzyk rozniósł się pod domu w ekspresowym tempie. Dziewczynka , nie młoda kobieta w wieku góra siedemnaście, biegła jak tornado niosąc za sobą zniszczenie wazonom i brytyjskiej porcelanie. Była dość żywiołową dziewczyną z duży temperament który odziedziczyła po swojej matce. Czarne długie włosy i intensywne zielone oczy idealnie z sobą kontrastowały, dając jej wyjątkową urodę. Smukła sylwetka, nie raz stawała się widokiem dla mężczyzn z brudnymi myślami.
Patricia, stojąca przy kuchence gazowej, uporczywie coś mieszając westchnęła głośno. Po tym jak urodziła Dan, który od przedszkola został prześladowany przez wiele napalonych dziewczynek a później nastolatek, postanowili starać się o kolejne dziecko, którym okazała się Rose.
-O co chodzi tym razem ?-Zapytała z zrezygnowaniem. Utrzymując kontakt wzrokowy z córką, jednocześnie, instynktownie mieszając coś w garnku.
-Mamo, chłopcy są głupi prawda ? -Usiadła szybko, biorąc łyk z kubka który stał na stole. Płynem okazała się kawa, która od razu wypluła do zlewu. Skwaszona mina, wywołała śmiech u Rudej. Delikatnie poczochrała, jej włosy.
-Moja kawa ! -Chwyciła kubek aby dopić napar.-Hahah, niech zgadnę znów Harry ?
-On, mnie tak strasznie, irytuje znasz to uczucie ? -W geście bezradności spuściła ręce wzdłuż tułowia.
-Nawet nie wiesz ja dobrze.-Zaśmiała się perliście.-Jak to mówią jaki ojciec taki syn.-Rose obdarowała matkę, krzywym spojrzeniem.
-Wujek Eddie, był taki ?
-W sumie to był jeszcze gorszy, byłam z nim dwa razy jak się nie mylę. Później pojawił się twój ojciec, z nim to miałam problemy.-Dziewczyny podskoczył gdy usłyszały charakterystyczne skrzypienie drzwi, skupiło to uwagę Patrici, która odruchowo, chwyciła za chochle. Wyłączyła palnik od gazu. Zerknęła do korytarza.
-William ?-Mężczyzna nie zdążył się odwrócić, gdy ktoś uwiesił się na jego szyi . Poczuł delikatne wargi na swoim zmarzniętym policzku.-Miałeś być w Londynie.-Uśmiechnęła się lekko przyciskając swoje czoło do jego. Wzrok Williama, utkwił w jej oczach, mimo iż się starzeją one nadal nie tracą blasku.
-Taki, przed świąteczny prezent.-Dostał kolejnego buziaka teraz w usta , jednak ten był bardziej zachłanny. Chciał teraz wszystko rzucić i znieść ją do łóżka. Kochać się całymi godzinami, żeby tylko narobić ten czas gdy go nie ma. Głośne kaszlnięcie obudziło ich z chwili wybuchu uczuć. Prawdopodobnie gdyby Rose, nie było w domu, skończyło by się to seksem w korytarzu albo na kuchennym blacie.
-Tato.-Małe ciałko, wtuliło się w niego. Było to jego oczko w głowie (oprócz żony).Nie rozpieszczał jej, jednak ona wiedziała, że robi to dla jej dobra.-Urosłaś-Stwierdził, kładąc jej swoją brodę na ramieniu.
-Nie tato, to ty już malejesz.-Uśmiechnęła się cwaniacko.-Dobra, ja nie przeszkadzam, idę się rozliczyć z Millerem.-Trzask drzwi zasygnalizował, że są całkiem sami. Patricia zgrabnie podeszła do męża, po czym pocałunkami obdarowywała, jego twarz. William, wytężył słuch. Piski i krzyki były nie do zniesienia.
-Co to za dziewczyny pod domem ?
-Czemu pytasz ?
-Bo nie mogłem wjechać, do garażu.-Fuknął zły.
-Wielbicielki twojego syna.-Szepnęła , lekko przegryzając płatek jego ucha. Westchnął z zadowolenia.-Jest tak samo piękny jak jego ojciec.
-I tak samo cudowny jak jego matka.

***
Zdeterminowana stawiała kolejne kroki. Jej celem było zmieszanie Harrego z błotem. Chciała widzieć, jak leży i nie może się podnieść. Jednym słowem, jest sadystką. Entuzjazm zgasł, tuż pod domem Millerów. Patrzyła się z przestrachem na budynek. Stała nie zważając jak przechodnie rzucają jej ukośne spojrzenie. Poczuła dużą, męską dłoń swoim ramieniu. Szybko chwyciła napastnika za rękę, przerzucając go na plecy. Głośne sykniecie, sprowadziło jej zdrowy rozsądek. To był odruch samoobronny. Spoglądając w dół, zamarła.
-Wujku, wszystko dobrze ? Ja nie chciałam, na prawdę.-Język plątał jej się z każdym wyrazem, ręce drżały. Wyciągnęła dłoń do blondyna, który mimo jej zdziwienia wstał z uśmiechem. Wieczny optymista.
-Mama Cię uczyła ?-Spytał z rozbawieniem, przeczesując swoje bujne, blond włosy w których zrobiły się kołtuny. Rose, kiwnęła głową twierdząco.-Wszystko jasne.-Zaśmiał się głośno. Odkąd pamiętała, Eddie zawsze chodził uśmiechnięty. Ma cudowną żonę Jade, wścibskiego, irytującego, chamskiego syna Harrego i najnowszą perełkę, małą Anne.
-Przyszłaś do Harrego ?-Pokręciła przecząco głową, chcąc uniknąć kompromitacji.-Chyba jest w domu, chodź.-Chwycił jej płaszcz, po czym lekko zaciągnął ją do dużych dębowych drzwi.

Uparcie stała w kurtce, z zamiarem wyjścia, jednak dłonie Eddiego przeszkadzały jej.
-Harry, masz gościa.-Eddie, nie oszczędzając sobie głosu, krzyknął dając efekt, cichego płaczu dziecka. Zezłoszczona Jade wybiegła z kuchni. Była to wyjątkowo piękną kobietą. Krótkie czarne włosy, prawie białe tęczówki i karmelowa cera wyjątkowo zgrywały się z sobą.
-Eddie, dziecko śpi.-Chwyciła go za ucho ciągnąc do salonu. Spojrzała na mnie z uśmiechem.-Rose dawno Cie tu nie było.-Stwierdziła ciepło, puszczając męża.
-No trochę czasu minęło.-Poprawiła szalik, który niechlujnie wisiał na jej szyi.
-Powiedź Patrici, że macie przyszli na wigilię, bez żadnego sprzeciwu.-Powiedziała dość srogim tonem. Głośny bieg, ze schodów przyprawił dziewczynę o mdłości. Prosiła Boga aby powiedział, że nie ma czas, albo ma do załatwienia jakąś błahą sprawę..'Zesztywniała cała, słysząc głos chłopaka.
-Rose ?
-O Harry, zaprowadź Rose do pokoju, nie będzie tu tak stała.-Chłopak machnął ręką w geście " rusz tyłek nikt Cie nie wzniesie" .Przekręciła teatralnie oczami.

Jego pokój był jak każdego nastolatka. Komputer, duże łóżko i przestronna szafa. Usiadła na łóżku, dalej uparcie siedząc w kurtce.
-Zdejmij.-Jego melodyjny głos był kolejną dawką nerwów. Szybko pokręciła głową. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego krtani. Podszedł do niej. Dopiero teraz zobaczyła , głębokie oczy i idealną twarz. Wcześniej nie zwracała na to uwagi. Był dla niej tylko kolega, aż do teraz. Serce przyśpieszyło, jakby zaraz miało wylecieć z klatki piersiowej. Chwycił jej kurtkę, po czym sprawnie rozpinał.
-Nie dotykaj mnie.-Krzyknęła, trochę zmieszana sytuacją. Policzki zaczęły przybierać, lekko różowa barwę. Czuła, jak wertuje jej twarz. Wypieki były dość uciążliwe. Chłopak prychnął, odsuwając się od dziewczyny.
-Nic Ci nie zrobię.-Zaśmiał się.
-Nie mam pewności.
-Masz racje , skąd pomysł żeby Cie rozebrać, dosypać Ci „coś” do herbaty a na koniec obudzisz się w moich ramionach całkiem naga.-Jej oczy rozszerzyły się maksymalnie. Jego zboczone intencje, czasami ja przerażały. -Dobra wizja nieprawdaż?-Spytał siadając, na krześle, po czym swoimi niebieskimi oczami przyglądał się czarnowłosej.
-Nie żartuj sobie ze mnie, damski bokserze.-Do końca rozpięła zamek, po czym rzuciła kurtkę na łózko .Usiadła na przeciwko niego, siadając po turecku na krześle.
-Dobry żart, pani riposto.-Przeczesał, swoje gęste czarne włosy.-Wiesz tak jak na Ciebie patrze to jesteś całkiem, całkiem.
-Gdzieś mam twoją opinie.-Fuknęła zła.-Przyszłam tu w innej sprawie. Mam dość jak mnie traktujesz. Poniżasz mnie przy chłopakach z klasy. Czasami mam ochotę, przestawić Ci tą buzię. Jesteś strasznie nieznośny, chamski.-Westchnął zrezygnowany. Oparł się od dłoń czując, że to nie koniec wykładu w wykonaniu Rose.
Godzinę później
-Zrozumiałeś ?
-To dlatego tata mówi, że jesteś jak druga ciocia, nawijasz jak katarynka, jesteś strasznie irytująca.-Coś wewnątrz dziewczyny pękło. Przerwało coś co próbowała skrywać jak najgłębiej. Uczucia, uważała za zbędne, które tylko psują człowieka. Rozzłoszczona dziewczyna wstała z krzesła, chwyciła kurtkę szybko zakładając ją na siebie. Prześwidrowała chłopaka chłodnym wzrokiem. Z zamiarem wyjścia na chwile zatrzymała się w progu drzwi.
-Jeśli to Cie tak nie interesuje, dobrze oszczędzę Ci problemu, przepiszę się do innej klasy.-Zatrzasnęła za sobą drzwi. Chłopak po chwili zrozumiał sens, słów dziewczyny. Wybiegł, szybko na korytarz.
-Ros..-Krzyknął, jednak w holu nikogo nie było.
-Jestem debilem.-Z impetem przywali w drzwi. Ręka zaczęła pulsować i chodź ból promieniował, mało to go obchodziło. Jakaś mała cząstką w jego głowie, podpowiadała mu, że dziewczyna wcale nie kłamała,
***
Rose :
Płakałam, nie mając celu.
Płakałam, bo jestem głupia.
Płakałam, przez niego ?
Łzy samowolnie robiły szlaki po moich policzkach. Czarne włosy od nadmiaru wilgoci, przyklejały się do twarz, co mnie niezmiernie irytowało. Wszystko tak bardzo wkurzał .Uśmiechnięta twarz Dana, zapach męskich perfum taty czy też zapach obiadu. Chciałam po prostu załatwić sprawę, która ciągnęła się za mną od pierwszej klasy. Czy wymagałam tak wiele ? Harry od zawsze był wybitny w sporcie czy też w nauce. Inaczej dziecko ideał. Ja musiałam na wszystko pracować, nie przespane noce, osłabienie, zbyt dużo obowiązków. Wszystko dla mnie było jednym wielkim bagnem z którego nie dało się wyjść. Chodź obok nas pełno ludzi, nikt nie wyciągnie do Ciebie dłoni, wręcz przeciwnie nadepnął Ci na głowę żebyś coraz bardziej się pogrążał. Chamstwo nie sądzicie ? Mówią, że to społeczeństwo będzie dobre dla naszego kraju. Haha zabawne. Społeczeństwo upada odkąd pojawiają się ludzie bez żadnych skrupułów.
Mimo, iż była sobota nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Natarczywe pukanie mamy w drzwi, groźby taty czy też głupie żarty ze strony małpiszona -Dana, nic nie skutkowały. Nie wyjdę, chyba, że wyciągnął mnie siłą. Tak i tak się nie dam, jak babcie kocham. Kogo ja oszukuje ? Cały czas próbuje znaleźć jakieś wyjście, może tak na spokojnie jeszcze raz spróbować ? Nie Rose! On Cię olał, tak jak wszystkie dziewczyny. Uraził Cię, wręcz z Ciebie drwił. Moja podświadomość, jest czasami okrutniejsza niż może się do zdawać. Myśli sadystycznie nie raz przechodziły mi przez drogę, gdy widziałam chłopczyka z cukierkiem w reku. Nie wiem czemu lubię płacz dziecka,Jednak Anna , jest niczym porcelanowa lalka za każdym razem boje się gdy biorę ją na ręce. Cech się nie wybiera. "-Jesteś irytująca". Odbijały się echem, po mojej głowie.
-Czemu to tak bardzo boli ?-Cichy szept, przemieniał się w kolejny szloch. Czułam jakby serce, rozpadało się, nie chcąc znów się poukładać, albo jak wiertło które przebiło je na wylot. Głowę szybko wtuliłam w poduszkę, chcąc minimalnie ściszyć mój płacz. Ktoś lekko uderzył w drzwi. Powierzchownie otarłam łzy.
-Rose, otwórz proszę.-Błagalny głos matki, podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do drzwi, przekręcając klucz.,Moja mama, wyglądała wyjątkowo promienie. Jej rude włosy upięte w koński ogon, krótka bluzka na ramiączka, i czarne dresy. Spojrzała się na mnie, swoim matczynym spojrzeniem.
-Rose.-Szepnęła cicho. Popchała mnie do środka pokoju, wchodząc razem ze mną. Przekręciła zamek.
-Mamo !-Pękło. Coś pękło. Nie wiem co. Czy to serce ? Może moja psychika osiągnęła swój limit ? Rzuciłam się w ramiona mamy. Ciepło jakie dawała, było jak lekarstwo. Chłonęłam jej zapach perfum, z którymi jak zwykle przesadziła. Usiadła na łóżku,wskazując ręką na kolana. Odrywając się od niej , usiadłam na łóżko kładąc głowę na nogach rodzicielki. Jej ręce, przeczesywały moje włosy, które były w opłakanym stanie.
-Co się stało ?-Aksamitny głos matki, dał mi mały promyczek nadziei , że jednak będzie dobrze. Może nie tak jak chce, ale zawsze coś.
-Mogę się przepisać do innej klasy ?-Nie wiedziałam jaka będzie reakcja. Czy wstanie i zacznie krzyczeć ?Zawoła tatę ?Z nią nigdy nie wiadomo, zawsze miała wybuchowy charakter.
-Czemu ?
-Mamo, proszę nie chce o tym rozmawiać.-Kolejne łzy, spadały na jej dresy. Westchneła głośno.
-Dobrze.
-Dziękuje mamo.-Pocałowałam ją delikatnie w policzek.
-Co ja się z wami mam ? Pierw Dan, chce ochroniarzy a teraz ty chcesz się przenieść.-Powiedziała to z małym wyrzutem jednak, uśmiechnęła się szeroko.
-Załatwiłaś mu ochroniarzy ?-Spytałam z kpiną.
-Nie, powiedziałam, że ma się zgłosić do taty. Nie moja wina, że macie takie ładnego ojca.-Poczochrała mnie po włosach. Na prawdę mam dziwną rodzinę.

***
Harry :
Kląłem na siebie w duch, że tak późno położyłem się spać. Wciągający film, gra z kolegą potrafi wykasować takie słowo ja zegarek. Jednak większość nocy poświęciłem nad użalaniem się nad moim "marnym" życiem. Do tej pory było by dobrze, jednakże wizyta Rose wszystko popsuła. Nie, nie oskarżam jej, no dobra uważam, że to wszystko to jej sprawka. Kurde no, wpada do Ciebie dziewczyna którą znasz od dzieciństwa , prawi Ci morały o dobrym życiu i pokoju na świecie. Rozumiem jest w wieku dojrzewania, ma zmienne humorki, potrafi wszystko wyolbrzymiać. Też święty nie jestem, nie powinienem jej, lekko mówiąc "upokarzać" a ni mówić "jesteś irytująca".Takich dziewczyn jest na pęczki na tym świecie. Czym się przejmować ?
Biegłem jak głupi, przepychając się przez tłumy ludzi. Jedni widząc zdenerwowanego nastolatka ustępowali miejsca inni przeciwnie, stali jak słupy nie ruszając szanownego dupska. Nie zwracając na nich uwagi wbijałem im łokcie w żebra. To za nieposłuszeństwo.
Spojrzałem na wielki zegarek służący jako elektroniczny bilbord, chcąc zachęcić do kupowania zegarków, natomiast kierowców do oślepiania. Zostało mi pięć minut biegu, jednak lekcje już się zaczęły.
Wbiegając na dziedziniec potknąłem się, niezawiązane sznurówki zbuntowały się chcąc popsuć mi humor. Syknąłem cicho, podnosząc się. Biegłem dalej nie zważając, że mój nadgarstek krwawił. Otrzepałem ręce z ziemi, szukając mojej klasy. Los tak chciał, iż lekcje miałem na samej górze, co spowodowało ciężkie dyszenie gdy wchodziłem do klasy. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku mnie, nie które tak, że aż poczułem dziwne uczucie w brzuchu. Nauczycielka zwykle uśmiechnięta dziś wyjątkowo smętna z smutnym wyrazem twarzy.
-Miller, spóźnienie.-Stwierdziła beznamiętnym tonem. Dokładnie tak jakby przejechała paznokciami po tablicy. Grrr. Spokojnym krokiem, podszedłem do swojej ławki, jak zwykle czekał tam na mnie Tom. Wyciągnął rękę na przywitanie.
-Znów przeholowałeś ?-Spytał szeptem. Tom, Tom jakby go opisać. Można powiedzieć, że był przystojny, świadczy o tym fan club założony przez pierwszaki. Miał krótkie blond włosy i orzechowe oczy. Kapitan drużyny piłkarskiej, na tym kończymy temat. Jego dziewczyna, jak dobrze pamiętam Nicole jest najlepszą przyjaciółką Rose. Gdy tylko byłem w towarzystwie tej dziewuchy, ciśnienie momentalnie mi podskakiwało. Rose, to a Rose, tamto bla, bla niepotrzebnie sobie ślinę marnowała.
ebyś wiedział, ale dziś zero gier, zero komputera.-Cichy śmiech wydobył się z krtani chłopaka.
-Powodzenia życzę.-Dodał uszczypliwie.
-Dzięki.-Burknąłem pod nosem. Sięgnąłem, po mój jakże dziś ubogi plecak, którego nie zdążyłem spakować. Piórnik wylądował na drewnianej ławce dając dość głośne echo. Chwyciłem za mój ulubiony długopis, który zaczęłam namiętnie miętolić w buzi. Aby do dzwonka.
-Na kim skończyliśmy ? Dobra od początku.
-Miller ?
-Obecny.-Inne nazwiska jakoś mnie za bardzo nie interesowały. Dźwięk zamykanego dziennika, rozniósł się po dali dając mi nie dosyt, a dokładnie bark jednego nazwiska. Trochę zmieszany rozejrzałem się po sali. Miejsce tam gdzie miała siedzieć Rose było puste.
-Psze pani, gdzie Ro..-Przerwało mi nachalne machanie głowy Nicol, która ze smutkiem patrzyła się na mnie. Czyżby dotrzymała słowa ?"Dobrze, oszczędzę Ci problemu, przepiszę się do innej klasy."Głos Rose rozchodził się mi po głowie, dając ogromny ból. Ona mówiła poważnie. Nie zależało mi na niej, ale dlaczego czuję jakby czegoś mi brakowało.
-Miller, widać, że masz dużo energii, zapraszam do tablicy.-Głos nauczycielki, był wyjątkowo szorstki. Odsunąłem krzesło, powodując szuranie po drewnianej podłodze. Podchodząc, poprosiła mnie na bok.
-Klasa robi zadanie piąte.-Spojrzała się na mnie gniewnie. Boże nic nie zrobiłem, jej córka jest za młoda, nawet z nią nie gadałem. A może o chodzi o tą cholerną kartkówkę, kiedy napisałem, że musi udać się do fryzjera.-Miller, nie wiem czy to ma związek z tobą akurat. Gdy Rose przepisała się do innej klasy, podała jako powód złe kontakty z kolegą. Jeśli to twoja wina, to miej świadomość, że przez Ciebie straciłam najlepszego ucznia.-Złe kontakty, przeniesienie, najlepszy uczeń. Dość, za dużo. Popatrzyłem się na kobietę. Od razu widać, że będę miał jednym słowem przejebane.
Podała mi książkę. Nie, nie podała to zbyt lekkie określenie. Wcisnęła.
Niechętnie podszedłem do tablicy licząc, że tylko dzwonek wyciągnie mnie od tych katuszy.
***
Opierałem się o zimną betonową ścianę prowadzącą na hale sportową. Było tu zimno, cholernie zimno. Jedyne miejsce w szkole, które jest słabo ogrzewane. Dyrekcja twierdzi, że po wysiłku fizycznym jest ciepło i nie potrzeba więcej ciepła. Śmiech na sali, później połowa szkoły choruje na grypę. Ostatnie minuty lekcji ciągnęły się wręcz okropnie, chciałem pogadać z Rose wyjaśnić całą sytuację. Wiadomości szybko się rozchodzą. Rose Dumbar przepisała się z Architektury na Malarstwo a kto lub co było główną przyczyną – ja. Oczywiście. Podszedłem bliżej drzwi wejściowych na hale. Rose obecnie miała zajęcia siatkówki. Głos ich nauczyciela był tak donośny, że słyszałem go na korytarzu.
-Słuchać dziewczyny, za tydzień jedziemy na zawody tak ?Pokażcie tym pokrakom siłę młodości.-Pan Jony, był najbardziej lubianym nauczycielem. Mimo, iż miał żonę , dwójkę dzieci i czterdziestkę na karku, miał więcej energii i motywacji do ćwiczeń niż cała szkoła.
-Czołem, grupa.-Krzyknął
-Czołem.-Poczułem lekkie drganie podłogi. Drzwi otworzyły się z hukiem. Dziewczyn było mało jednak nie powiem miałem mały problem z jej znalezieniem.
-Rose.-Dziewczyna, przystanęła na chwilę. Podbiegłem do niej chwytając ją lekko za ramię. Zdziwiłem się gdy moja ręka została uderzona. Nie powiem, ma dziewczyna siłę.
-Czego chcesz ?-Warknęła pod nosem. Nie odwróciła się. Jej głos, chodź cichy można było z niego wyłapać tyle emocji. Od nutki radości do goryczy.

-Musiałaś postawić na swoim i się przepisać ? Teraz połowa nauczycieli mnie nie lubi, dziewczyny na mnie nie patrzą !

-Więc to jest twoje zmartwienie .Brak zainteresowania?-Co za zuchwała dziewucha nie ma co !
-Nie, to nie to, ale to przez Ciebie wszystko dobija się na mnie. A to dlatego, że jesteś strasznie iryt..-Nie było dane mi skończyć, gdy poczułem piekący ból na lewym policzku. Nie sądziłem, że będzie zdolna mnie uderzyć. Spojrzałem się na nią, jej oczy załzawione, ale prze ze mnie ?
-Rose.
-Jesteś dupkiem Harry.


Patrzył się na jej ciało, jakby chciał zapamiętać każdy jego kawałek. Całował ją czule, dając jej przy tym ogrom przyjemności. Jego imię wypowiedziane przez jej usta, było dla niego jak olej napędowy. Kochali się do zmęczenia. Chłonęli swoje, zapachy chcąc nadrobić czas, kiedy nie mogli być razem. Opadli na poduszki, spełnieni z uśmiechem na twarzy. Nie sądziła, że kiedyś będzie tak szczęśliwa. A teraz ? Leży w łóżku obok faceta z którym przeżywała najlepszy seks w życiu. Pocałowała, jego czerwona usta. Zachłannością, przeczesywała jego czarne włosy. On błądził, rękami po jej ciele zapamiętując każdy detal.
-Nie uważasz, że na dziś już starczy ?-Spytał ciężko oddychając, przerywając Patrici namiętne pocałunki .
-William.-Stęknęła.-Nie było Cię dwa miesiące, daj mi się nacieszyć, taki wspaniałym mężem.-Cmoknęła jego żuchwę.
-Nadrobimy to obiecuje, masz dwa miesiące, żeby wykorzystać mnie do granic możliwości. Tak jak to robiłaś, jak staraliśmy się o Rose.-Zarumieniła się lekko, wracając do tego zdarzenia. Wspomnienie, ledwo chodzącego Williama, i jej ostry ból brzucha, było nie do zapomnienia. Mężczyzna zażądał wtedy dwa miesiące przerwy.
-Spójrz teraz, mamy wspaniałą córkę i syna.-Kolejny pocałunek.
-Może tak..-urwał myśl, wpatrując się oczami w Patricie- zrobić ostatnie cudowne dziecko ?
Ruda, popatrzyła chwile na męża. Jednak maślane oczka Williama zrobiły swoje. Kobieta rzuciła się- w każdym słowa tego znaczeniu, na męża, wzbudzając w nim podniecenie.
ebyś tylko nie marudził, że chodzić nie możesz.


Gdy tylko przekroczyła próg domu, pobiegła do pokoju. Słyszała głos matki wołający na obiad, jednak odkrzyknęła wymówkę typu " nie jestem głodna”. Trzasnęła drzwiami, opierając się na nich. Głośnych szloch wydobył się z jej gardła. Chciała się pozbyć się wszystkich wspomnień , zamieszkujących jej głowę. Chciała raz na zawsze zapomnieć o nim. Kolejne gorzkie załkanie. Zsunęła się po drzwiach, strącając szklany wazon , z kwiatami. Drżącymi rękami chwyciła telefon. W wyszukiwaniu wpisała Nicol. Chciała się tylko komuś wypłakać. Szybko wcisnęła zieloną słuchawkę. Słyszała regularny sygnał dźwiękowy.
-Nicol ? -Spytała cicho chcąc ukryć drganie swojego głosu. Wolną ręką otarła łzy które ubrudziły jej białą koszulę.
-Nie tu Tom. Coś się stało Rose ? -Chciała palnąć się w czoło wspominając rozmowę z przyjaciółką która ekscytowała się dzisiejszą randką.
-Nie, nic się nie stało, przepraszam, że przeszkodziłam .-Nawijała nie zważając na szybkość i składność. Plątał jej się język a nie pewny głos dziewczyny tylko niepokoił chłopaka.
-Weź na głośnik.-W oddali usłyszała głos przyjaciółki.
-Rose, co tam ?
-Nicole, nie chce wam przeszkadzać już kończę. Udanego spotkania.-Powiedziała pośpiesznie.
-Wiesz Harry, dziś miał jakiś gorszy dzień, cały czas był przy tablicy. Nauczyciele chyba się na niego uwzięli.-Tom miał złe wyczucie czasu. Przed rozłączeniem się Rose usłyszała, imię chłopaka powodując kolejną dawkę łez. Nicole usłyszawszy cichy płacz po stronie słuchawki, chwyciła za telefon.
-Jesteś w domu ?-Spytała, patrząc na chłopaka ze złością.
-Tak.-Prawie niesłyszalny szept, zakończył rozmowę.
-Przepraszam Tom, ale przyjaciółka w potrzebie, najprawdopodobniej chodzi o twojego, zakichanego kumpla.-Chwyciła skórzaną kurtkę.
-Mogę jechać z tobą ?-Spytał niepewnie. Nicole uśmiechnęła się szczerze, chwytając ciepłą dłoń chłopaka.

Rose :
-Rose, gotowa ? Eddieson dzwonił już chyba z pięć razy.-Ostatni raz poprawiłam, czarną sukienkę. Można powiedzieć, że wyglądałam przyzwoicie. Założyłam na nogi czerwone szpilki, no cóż trzeba dodać sobie wzrostu.
Mimo iż Millerowie mieszkali na przeciwko, dziś było strasznie zimno. Chwyciłam za płaszcz. Rodzice i Dan czekali już na dole najwidoczniej trochę poirytowani. Kobieta też musi się przygotować.

Dom Millerów był jak co roku -wystrojony w miarę normalnie, nie jak inni, cały dom obładowali lampkami. Chore .W holu były jedynie kolorowe światełka, które stroiły drewniane schody. Wujek Eddie pomógł ściągnąć mi płaszcz, gestem ręki zapraszając do środka. Salon wyjątkowo mi się podobał. Duży kominek , na nim powieszone skarpety. Duża choinka w drugim rogu, przystrojona przez dziecięce rączki Anny. Po środku stół, duży żeby mógł nas wszystkich pomieścić. W pomieszczeniu było dość jasno, co spowodowało mały ból w skroniach. Coś małego uczepiło się mojej nogi. Schylając się zauważyłam blond czuprynkę, która miała dwa krótkie kucyki.
-Cześć brzdącu.-Ostrożnie chwyciłam, dziewczynkę na rączki. Miała tak niesamowite oczy - niebieskie niczym ocean dodatkowo strasznie blada karnację. W sweterku w renifery i czarnych spodniach, wyglądała całkiem uroczo.
-Jade, goście przyszli .
-Witajcie, o Rose mogła byś przebrać Anne w sukienkę, jest na górze.-Przełknęłam głośno ślinę .Rozejrzałam się po pokoju, jednak go nie zauważyłam za pewne jest na górze.
-Tak już idę ciociu.-Z małym urwisem jednak jest ciężko wchodzić po schodach. Co chwila ciągnęła mnie za wystające pasma włosów. Mnie to bolało jej to sprawiało frajdę. Będąc na górze, usłyszałam głośną muzykę z pokoju Harreego, mężczyźni nigdy się nie zmienią. Westchnęłam wchodząc do pokoju dziewczynki. Nie zamykając drzwi, położyłam Anne na specjalna mate..
-Chodź ciocia Rose, się trochę z tobą pobawi.-Przyłożyłam usta do jej brzuszka, zadając jej najgorsze tortury dla dziecka- łaskotki. Dziecko wybuchło głośnym śmiechem.
-Pasuje Ci takie dziecko.-Zadrżałam. Głośny i oschły głos wylał na mnie kubeł zimnej wody. Stał, sobie jak gdyby nigdy nic. Muszę stwierdzić, że wyglądał wyjątkowo ładnie. Koszula w kratę, i czarne spodnie wyjątkowo mu służyły.
-Czego chcesz ?-Warknęłam. Anna chyba zrozumiała napiętą sytuację i zajęła się małą grzechotką. Przybliżył się o krok, perfidnie wpatrując się w mnie.
-Jakbyś chciała wiedzieć, to mój dom. Przyszedłem tylko sprawdzić co z Anną.-Prychnęłam. Od kiedy stał się taki opiekuńczy ? Teraz to ja zrobiła krok w jego stronę.
-Dobra wymówka.-Zaśmiał się pod nosem. Jak mnie ten chłopak drażni. Do tego doszło, że stykaliśmy się nosami, wpatrując sobie w oczy.
-Wiesz jesteś...-Poczułam, ciepłe wargi na swoich. Byłam trochę zmieszana, jednak oddałam pocałunek z zachłannością. To było coś pięknego. Jego usta były takie przyjemne. Nie wiem kiedy, wylądowaliśmy na małym łóżku Anny. Chwycił jedną ręką , moje włosy po czym zerwał nich gumkę. Rozsypały się na różowej poduszce. Pocałunki stawały się coraz namiętne, jednak żadne z nas nie chciało przestać. Zaczynało brakować mi tchu. Cichy śmiech dziecka, orzeźwił nas. Oderwaliśmy się od siebie. Chciałam pokończyć zadanie , jednak o miał swoje trzy grosze. Musnął po raz kolejny moje wargi. Czułam jego oddech na swojej zgrzanej skórze. Wtulił się w moje czarne włosy.
-Wiem, jestem dupkiem. Ale dupkiem, który się zakochał w najbardziej irytującej dziewczynie na świecie.-Szepnął cicho, po raz kolejny zatapiając się w moich ustach.


Wiec, to na tyle z moje strony.Jestem wdzięczna, za wszystkie komentarze jaki i wejścia.Mimo,iż oficjalnie kończę z blogiem, on nadal będzie funkcjonował.Po cichu ale będzie ! Muszę poprawić, moje bazgroły i oczekuje na nowy szablon.Do zobaczenia, może niedługo na innym blogu.
Lalu. 

Obserwatorzy