wtorek, 18 czerwca 2013

Księga I Rozdział II Samokrytyka to podstawa

Patricia ;

Mimo iż byłam szczęśliwa, że wracam do Anubisa jeden problem cały czas był przeszkodą , do sielankowego życia.Eddie. Tak to był duży problem, niczym plama na ulubionej bluzce która nie chce zejść.
Prawdziwa katorga.No cóż trzeba się pogodzić.Uwaga aplauzy dla mnie bam, bam ,bam zerwałam z nim.
Jeden zero dla Williamson.Zaśmiałam się cicho pod nosem żeby mój tata sobie czegoś nie pomyślał.
Z czego ja się tak śmiałam ? Z siebie czy może z mojego chorego życia.
Z tych jakże kolorowych wyobrażeń wyrwała mnie telefon.Siłując się jakąś, minute z kieszenią moich spodni która była tak mała, że mój telefon często pozostawiał za sobą odciski,
Joy dzwoni.Święto!
-Odbierzesz to w końcu ? -Czerwona lampka ojciec się wnerwił.
-Lubie tą piosenkę , ale jak Ci nie pasuje to dobiorę.-Dobra wygrałeś tą rundę Alfred, kolejnej Ci nie odpuszczę.-Joy coś się stało, że do mnie dzwonisz ?-Głos przesiąknięty perfidnym, wesołym głosem.
-Sugerujesz coś hmm ?-Okej zbiło mnie to trochę z tropu czy o coś ją obwiniałam ?Możliwe ale.. Tak zawsze jest jakieś ale.Zazwyczaj jestem bezpośrednią osobą która mówi wszystko prosto w twarz , również jestem sadystą.Dręczenie małych chłopczyków i dziewczynek to marzenie każdego z nas.-Dobra nie ważne, kiedy będziesz ?-Spojrzałam na zegarek, następnie na licznik.Hmm czas podzielić przez drogę, w tedy wychodzi średnia prędkość, na koniec policzyć ile przejechałeś i ile Ci zostało.
-Hmm za godzinkę ? Jestem głodna więc z tatusiem zajedziemy do Macdonalda.-Prychniecie Joy.
Jak ja tego nienawidzę
-Później dupa rośnie.-Nie jestem gruba.!-Dobra czekamy.
Uf co za męcząca rozmowa.Szczerze nienawidzę technologi.Uwaga Williamson na Prezydenta wprowadzam reformy :
-Zero urządzeń elektrycznych.
-Zero światłą same żarówki.
-Zniszczenie samochodów.
Głosuj na mnie, życie będzie lepsze.


                                                                                  *
Anubis.Tan nazwa do tej pory wywołuje u mnie gęsią skórkę.Sam budynek był przerażający.Widok dzieci trzęsących się jak galaretka był komiczny.Wysiadłam z samochodu.Eh te słońce.To takie kłopotliwe.
Świeci Ci prosto w twarz i nic sobie z tego nie robi.
Uwaga kłopoty na godzinie szóstej.Idzie najgorszy zgred na świecie.Dyrektor.Uwielbiałam jak chodzi.Wyglądał w tedy jak kaczka.
Pan łysol kiwną głową w stronę mojego taty.Oni się znają. To takie mega szalone gdy twój    starszy kombinuje coś z dyrektorem twojej szkoły,
Dobra  czas się żegnać.
-Patricia proszę zachowuj się w tym roku, nie chcę  mieć  telefonów co tydzień, nie pij, nie pal, nie popadnij w złe towarzystwo i nie wracaj mi z brzu...-Czas ratować tą jakże uroczą jak i żenująca chwile.
-Dobra, dobra kocham Ci i ucałuj mamę ode mnie.-Przytuliłam tatę na znak, że zapoznałam się regulaminem surowych rodziców.


                                                                                 *  
Już do korytarza  można  było poczuć zapcha, wypieków Trudy.Mimo, że jej kuchnia byłą ambrozją, zawsze tęsknie za domowym obiadem którego tak i tak nie jem.Zazwyczaj j kot miał dobrą wyżerkę pod stołem
-Elo ludzie ktoś przyszedł.-Hm, piskliwy głos o tak nasza Amber już tu jest.Czekałam chwilkę aż za rogu wyskoczyła blond czupryna która od razu zawiesiła mi się na szyi.
-Patricia boże jak ty się zmieniłaś.-Czułam się trochę skrępowana.-Lecz niestety muszę Cie rozczarować przytyłaś.-Miło.Moja duma spadła poniżej zera.Powtarzam nie jestem gruba.
-Dzięki- mruknęłam trochę zirytowana.Moją wagę będę oceniać ja i tylko ja.Może jeszcze moja szafa która krzyczy za każdym razem, kiedy wyrzucam za małe spodnie.Szybko ulotniłam się do kuchni.
Przestane w ciągu myśleć o jedzeniu. On ma w sobie coś co mnie przyciąga.Nie wiem czy to cukry,węglowodany czy też może szaleńczy apetyt którego za cholerę opanować nie mogę.
-Trudy-Moja mama, psycholog i poduszka do wypłakania w jednym.Mimo iż była już wieku średnim wyglądała co najmniej na trzydzieści.Długie brązowe włosy były upaćkane w mące.ROBI JEDZENIE,
W tym domu to walka o przetrwanie ;
jedzenie --->dobre łóżko----> dostęp do łazienki.Łańcuch przetrwania w Anubisie  
-Hej słoneczko.Ciesze się ,że jesteś myślałam , że zrezygnowałaś.-Uśmiechnęłam się słabo.
-Dobrze jest już wszystko za mną.Dobra lecę się rozpakować.-Pomachałam ręką niczym małe dziecko które idzie pierwszy raz do przedszkola i boi się, że mama nie zdąży na czas.Cały smutek chowa pod uśmiechem.
Moją głupota nie zna granic.Idąc tyłem skazałam się na zderzenie z kimś.Poczucie dobrze zbudowanego torsu na swoich plecach było czymś dziwnym.Czyjś oddech drażnił mój kark. 
Odwróciłam głowę tak żeby zobaczyć swoją przeszkodę.Zjebałam sprawę.
-Om Eddie hmm no wiesz sorka taka mała wpadka .-Kombinowanie na poziomie jest, jąkanie się jak idiotka jest.- Haha no dobra to ja będę lecieć.-Jedno słowo które opisze to coś.Sorry nie ma takiego słowa.Wiem, że wyszłam na psychicznie chora dziewczynę Wydam książkę "Ucieczka przed cholernie przystojnym facetem".Dzień można zakończyć jako totalne upokorzenie łamane przez świetne przywitanie z innymi.

  
**
Bardzo dobrze pisało mi się tą poprawkę.Mam nadzieje, się podoba.
Do kolejnego napisania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy