-Mamo,
mamo ! -Krzyk rozniósł się pod domu w ekspresowym tempie.
Dziewczynka , nie młoda kobieta w wieku góra siedemnaście, biegła
jak tornado niosąc za sobą zniszczenie wazonom i brytyjskiej
porcelanie. Była dość żywiołową dziewczyną z duży temperament
który odziedziczyła po swojej matce. Czarne długie włosy i
intensywne zielone oczy idealnie z sobą kontrastowały, dając jej
wyjątkową urodę. Smukła sylwetka, nie raz stawała się widokiem
dla mężczyzn z brudnymi myślami.
Patricia,
stojąca przy kuchence gazowej, uporczywie coś mieszając westchnęła
głośno. Po tym jak urodziła Dan, który od przedszkola został
prześladowany przez wiele napalonych dziewczynek a później
nastolatek, postanowili starać się o kolejne dziecko, którym
okazała się Rose.
-O
co chodzi tym razem ?-Zapytała z zrezygnowaniem. Utrzymując kontakt
wzrokowy z córką, jednocześnie, instynktownie mieszając coś w
garnku.
-Mamo,
chłopcy są głupi prawda ? -Usiadła szybko, biorąc łyk z kubka
który stał na stole. Płynem okazała się kawa, która od razu
wypluła do zlewu. Skwaszona mina, wywołała śmiech u Rudej.
Delikatnie poczochrała, jej włosy.
-Moja
kawa ! -Chwyciła kubek aby dopić napar.-Hahah, niech zgadnę znów
Harry ?
-On,
mnie tak strasznie, irytuje znasz to uczucie ? -W geście bezradności
spuściła ręce wzdłuż tułowia.
-Nawet
nie wiesz ja dobrze.-Zaśmiała się perliście.-Jak to mówią jaki
ojciec taki syn.-Rose obdarowała matkę, krzywym spojrzeniem.
-Wujek
Eddie, był taki ?
-W
sumie to był jeszcze gorszy, byłam z nim dwa razy jak się nie
mylę. Później pojawił się twój ojciec, z nim to miałam
problemy.-Dziewczyny podskoczył gdy usłyszały charakterystyczne
skrzypienie drzwi, skupiło to uwagę Patrici, która odruchowo,
chwyciła za chochle. Wyłączyła palnik od gazu. Zerknęła do
korytarza.
-William
?-Mężczyzna nie zdążył się odwrócić, gdy ktoś uwiesił się
na jego szyi . Poczuł delikatne wargi na swoim zmarzniętym
policzku.-Miałeś być w Londynie.-Uśmiechnęła się lekko
przyciskając swoje czoło do jego. Wzrok Williama, utkwił w jej
oczach, mimo iż się starzeją one nadal nie tracą blasku.
-Taki,
przed świąteczny prezent.-Dostał kolejnego buziaka teraz w usta ,
jednak ten był bardziej zachłanny. Chciał teraz wszystko rzucić i
znieść ją do łóżka. Kochać się całymi godzinami, żeby tylko
narobić ten czas gdy go nie ma. Głośne kaszlnięcie obudziło ich
z chwili wybuchu uczuć. Prawdopodobnie gdyby Rose, nie było w domu,
skończyło by się to seksem w korytarzu albo na kuchennym blacie.
-Tato.-Małe
ciałko, wtuliło się w niego. Było to jego oczko w głowie (oprócz
żony).Nie rozpieszczał jej, jednak ona wiedziała, że robi to dla
jej dobra.-Urosłaś-Stwierdził, kładąc jej swoją brodę na
ramieniu.
-Nie
tato, to ty już malejesz.-Uśmiechnęła się cwaniacko.-Dobra, ja
nie przeszkadzam, idę się rozliczyć z Millerem.-Trzask drzwi
zasygnalizował, że są całkiem sami. Patricia zgrabnie podeszła
do męża, po czym pocałunkami obdarowywała, jego twarz. William,
wytężył słuch. Piski i krzyki były nie do zniesienia.
-Co
to za dziewczyny pod domem ?
-Czemu
pytasz ?
-Bo
nie mogłem wjechać, do garażu.-Fuknął zły.
-Wielbicielki
twojego syna.-Szepnęła , lekko przegryzając płatek jego ucha.
Westchnął z zadowolenia.-Jest tak samo piękny jak jego ojciec.
-I
tak samo cudowny jak jego matka.
***
Zdeterminowana
stawiała kolejne kroki. Jej celem było zmieszanie Harrego z błotem.
Chciała widzieć, jak leży i nie może się podnieść. Jednym
słowem, jest sadystką. Entuzjazm zgasł, tuż pod domem Millerów.
Patrzyła się z przestrachem na budynek. Stała nie zważając jak
przechodnie rzucają jej ukośne spojrzenie. Poczuła dużą, męską
dłoń swoim ramieniu. Szybko chwyciła napastnika za rękę,
przerzucając go na plecy. Głośne sykniecie, sprowadziło jej
zdrowy rozsądek. To był odruch samoobronny. Spoglądając w dół,
zamarła.
-Wujku,
wszystko dobrze ? Ja nie chciałam, na prawdę.-Język plątał jej
się z każdym wyrazem, ręce drżały. Wyciągnęła dłoń do
blondyna, który mimo jej zdziwienia wstał z uśmiechem. Wieczny
optymista.
-Mama
Cię uczyła ?-Spytał z rozbawieniem, przeczesując swoje bujne,
blond włosy w których zrobiły się kołtuny. Rose, kiwnęła głową
twierdząco.-Wszystko jasne.-Zaśmiał się głośno. Odkąd
pamiętała, Eddie zawsze chodził uśmiechnięty. Ma cudowną żonę
Jade, wścibskiego, irytującego, chamskiego syna Harrego i
najnowszą perełkę, małą Anne.
-Przyszłaś
do Harrego ?-Pokręciła przecząco głową, chcąc uniknąć
kompromitacji.-Chyba jest w domu, chodź.-Chwycił jej płaszcz, po
czym lekko zaciągnął ją do dużych dębowych drzwi.
Uparcie
stała w kurtce, z zamiarem wyjścia, jednak dłonie Eddiego
przeszkadzały jej.
-Harry,
masz gościa.-Eddie, nie oszczędzając sobie głosu, krzyknął
dając efekt, cichego płaczu dziecka. Zezłoszczona Jade wybiegła z
kuchni. Była to wyjątkowo piękną kobietą. Krótkie czarne włosy,
prawie białe tęczówki i karmelowa cera wyjątkowo zgrywały się z
sobą.
-Eddie,
dziecko śpi.-Chwyciła go za ucho ciągnąc do salonu. Spojrzała na
mnie z uśmiechem.-Rose dawno Cie tu nie było.-Stwierdziła ciepło,
puszczając męża.
-No
trochę czasu minęło.-Poprawiła szalik, który niechlujnie wisiał
na jej szyi.
-Powiedź
Patrici, że macie przyszli na wigilię, bez żadnego
sprzeciwu.-Powiedziała dość srogim tonem. Głośny bieg, ze
schodów przyprawił dziewczynę o mdłości. Prosiła Boga aby
powiedział, że nie ma czas, albo ma do załatwienia jakąś błahą
sprawę..'Zesztywniała cała, słysząc głos chłopaka.
-Rose
?
-O
Harry, zaprowadź Rose do pokoju, nie będzie tu tak stała.-Chłopak
machnął ręką w geście " rusz tyłek nikt Cie nie wzniesie"
.Przekręciła teatralnie oczami.
Jego
pokój był jak każdego nastolatka. Komputer, duże łóżko i
przestronna szafa. Usiadła na łóżku, dalej uparcie siedząc w
kurtce.
-Zdejmij.-Jego
melodyjny głos był kolejną dawką nerwów. Szybko pokręciła
głową. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego krtani. Podszedł
do niej. Dopiero teraz zobaczyła , głębokie oczy i idealną twarz.
Wcześniej nie zwracała na to uwagi. Był dla niej tylko kolega, aż
do teraz. Serce przyśpieszyło, jakby zaraz miało wylecieć z
klatki piersiowej. Chwycił jej kurtkę, po czym sprawnie rozpinał.
-Nie
dotykaj mnie.-Krzyknęła, trochę zmieszana sytuacją. Policzki
zaczęły przybierać, lekko różowa barwę. Czuła, jak wertuje jej
twarz. Wypieki były dość uciążliwe. Chłopak prychnął,
odsuwając się od dziewczyny.
-Nic
Ci nie zrobię.-Zaśmiał się.
-Nie
mam pewności.
-Masz
racje , skąd pomysł żeby Cie rozebrać, dosypać Ci „coś” do
herbaty a na koniec obudzisz się w moich ramionach całkiem
naga.-Jej oczy rozszerzyły się maksymalnie. Jego zboczone intencje,
czasami ja przerażały. -Dobra wizja nieprawdaż?-Spytał siadając,
na krześle, po czym swoimi niebieskimi oczami przyglądał się
czarnowłosej.
-Nie
żartuj sobie ze mnie, damski bokserze.-Do końca rozpięła zamek,
po czym rzuciła kurtkę na łózko .Usiadła na przeciwko niego,
siadając po turecku na krześle.
-Dobry
żart, pani riposto.-Przeczesał, swoje gęste czarne włosy.-Wiesz
tak jak na Ciebie patrze to jesteś całkiem, całkiem.
-Gdzieś
mam twoją opinie.-Fuknęła zła.-Przyszłam tu w innej sprawie. Mam
dość jak mnie traktujesz. Poniżasz mnie przy chłopakach z klasy.
Czasami mam ochotę, przestawić Ci tą buzię. Jesteś strasznie
nieznośny, chamski.-Westchnął zrezygnowany. Oparł się od dłoń
czując, że to nie koniec wykładu w wykonaniu Rose.
Godzinę
później
-Zrozumiałeś
?
-To
dlatego tata mówi, że jesteś jak druga ciocia, nawijasz jak
katarynka, jesteś strasznie irytująca.-Coś wewnątrz dziewczyny
pękło. Przerwało coś co próbowała skrywać jak najgłębiej.
Uczucia, uważała za zbędne, które tylko psują człowieka.
Rozzłoszczona dziewczyna wstała z krzesła, chwyciła kurtkę
szybko zakładając ją na siebie. Prześwidrowała chłopaka
chłodnym wzrokiem. Z zamiarem wyjścia na chwile zatrzymała się w
progu drzwi.
-Jeśli
to Cie tak nie interesuje, dobrze oszczędzę Ci problemu, przepiszę
się do innej klasy.-Zatrzasnęła za sobą drzwi. Chłopak po chwili
zrozumiał sens, słów dziewczyny. Wybiegł, szybko na korytarz.
-Ros..-Krzyknął,
jednak w holu nikogo nie było.
-Jestem
debilem.-Z impetem przywali w drzwi. Ręka zaczęła pulsować i
chodź ból promieniował, mało to go obchodziło. Jakaś mała
cząstką w jego głowie, podpowiadała mu, że dziewczyna wcale nie
kłamała,
***
Rose
:
Płakałam,
nie mając celu.
Płakałam,
bo jestem głupia.
Płakałam,
przez niego ?
Łzy
samowolnie robiły szlaki po moich policzkach. Czarne włosy od
nadmiaru wilgoci, przyklejały się do twarz, co mnie niezmiernie
irytowało. Wszystko tak bardzo wkurzał .Uśmiechnięta twarz Dana,
zapach męskich perfum taty czy też zapach obiadu. Chciałam po
prostu załatwić sprawę, która ciągnęła się za mną od
pierwszej klasy. Czy wymagałam tak wiele ? Harry od zawsze był
wybitny w sporcie czy też w nauce. Inaczej dziecko ideał. Ja
musiałam na wszystko pracować, nie przespane noce, osłabienie,
zbyt dużo obowiązków. Wszystko dla mnie było jednym wielkim
bagnem z którego nie dało się wyjść. Chodź obok nas pełno
ludzi, nikt nie wyciągnie do Ciebie dłoni, wręcz przeciwnie
nadepnął Ci na głowę żebyś coraz bardziej się pogrążał.
Chamstwo nie sądzicie ? Mówią, że to społeczeństwo będzie
dobre dla naszego kraju. Haha zabawne. Społeczeństwo upada odkąd
pojawiają się ludzie bez żadnych skrupułów.
Mimo,
iż była sobota nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Natarczywe
pukanie mamy w drzwi, groźby taty czy też głupie żarty ze strony
małpiszona -Dana, nic nie skutkowały. Nie wyjdę, chyba, że
wyciągnął mnie siłą. Tak i tak się nie dam, jak babcie kocham.
Kogo ja oszukuje ? Cały czas próbuje znaleźć jakieś wyjście,
może tak na spokojnie jeszcze raz spróbować ? Nie Rose! On Cię
olał, tak jak wszystkie dziewczyny. Uraził Cię, wręcz z Ciebie
drwił. Moja podświadomość, jest czasami okrutniejsza niż może
się do zdawać. Myśli sadystycznie nie raz przechodziły mi przez
drogę, gdy widziałam chłopczyka z cukierkiem w reku. Nie wiem
czemu lubię płacz dziecka,Jednak Anna , jest niczym porcelanowa
lalka za każdym razem boje się gdy biorę ją na ręce. Cech się
nie wybiera. "-Jesteś irytująca". Odbijały się echem,
po mojej głowie.
-Czemu
to tak bardzo boli ?-Cichy szept, przemieniał się w kolejny
szloch. Czułam jakby serce, rozpadało się, nie chcąc znów się
poukładać, albo jak wiertło które przebiło je na wylot. Głowę
szybko wtuliłam w poduszkę, chcąc minimalnie ściszyć mój płacz.
Ktoś lekko uderzył w drzwi. Powierzchownie otarłam łzy.
-Rose,
otwórz proszę.-Błagalny głos matki, podziałał na mnie jak kubeł
zimnej wody. Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do drzwi,
przekręcając klucz.,Moja mama, wyglądała wyjątkowo promienie.
Jej rude włosy upięte w koński ogon, krótka bluzka na ramiączka,
i czarne dresy. Spojrzała się na mnie, swoim matczynym spojrzeniem.
-Rose.-Szepnęła
cicho. Popchała mnie do środka pokoju, wchodząc razem ze mną.
Przekręciła zamek.
-Mamo
!-Pękło. Coś pękło. Nie wiem co. Czy to serce ? Może moja
psychika osiągnęła swój limit ? Rzuciłam się w ramiona mamy.
Ciepło jakie dawała, było jak lekarstwo. Chłonęłam jej zapach
perfum, z którymi jak zwykle przesadziła. Usiadła na
łóżku,wskazując ręką na kolana. Odrywając się od niej ,
usiadłam na łóżko kładąc głowę na nogach rodzicielki. Jej
ręce, przeczesywały moje włosy, które były w opłakanym stanie.
-Co
się stało ?-Aksamitny głos matki, dał mi mały promyczek nadziei
, że jednak będzie dobrze. Może nie tak jak chce, ale zawsze coś.
-Mogę
się przepisać do innej klasy ?-Nie wiedziałam jaka będzie
reakcja. Czy wstanie i zacznie krzyczeć ?Zawoła tatę ?Z nią nigdy
nie wiadomo, zawsze miała wybuchowy charakter.
-Czemu
?
-Mamo,
proszę nie chce o tym rozmawiać.-Kolejne łzy, spadały na jej
dresy. Westchneła głośno.
-Dobrze.
-Dziękuje
mamo.-Pocałowałam ją delikatnie w policzek.
-Co
ja się z wami mam ? Pierw Dan, chce ochroniarzy a teraz ty chcesz
się przenieść.-Powiedziała to z małym wyrzutem jednak,
uśmiechnęła się szeroko.
-Załatwiłaś
mu ochroniarzy ?-Spytałam z kpiną.
-Nie,
powiedziałam, że ma się zgłosić do taty. Nie moja wina, że
macie takie ładnego ojca.-Poczochrała mnie po włosach. Na prawdę
mam dziwną rodzinę.
***
Harry
:
Kląłem
na siebie w duch, że tak późno położyłem się spać. Wciągający
film, gra z kolegą potrafi
wykasować takie słowo ja zegarek.
Jednak większość nocy poświęciłem nad użalaniem się nad moim
"marnym" życiem. Do tej pory było by dobrze, jednakże
wizyta Rose wszystko popsuła. Nie, nie oskarżam jej, no dobra
uważam, że to wszystko to jej sprawka. Kurde no, wpada do Ciebie
dziewczyna którą znasz od dzieciństwa
,
prawi Ci morały o dobrym życiu i pokoju na świecie. Rozumiem jest
w wieku dojrzewania, ma zmienne humorki,
potrafi wszystko wyolbrzymiać. Też święty nie jestem, nie
powinienem jej, lekko mówiąc "upokarzać" a ni mówić
"jesteś irytująca".Takich dziewczyn jest na pęczki na
tym świecie. Czym się przejmować
?
Biegłem
jak głupi, przepychając się przez tłumy ludzi. Jedni widząc
zdenerwowanego nastolatka ustępowali
miejsca inni przeciwnie, stali jak słupy nie ruszając szanownego
dupska.
Nie zwracając na nich uwagi wbijałem im łokcie w żebra. To za
nieposłuszeństwo.
Spojrzałem
na wielki zegarek służący jako elektroniczny bilbord, chcąc
zachęcić do kupowania
zegarków, natomiast
kierowców
do oślepiania.
Zostało
mi pięć minut biegu, jednak lekcje
już się zaczęły.
Wbiegając
na dziedziniec potknąłem
się,
niezawiązane sznurówki
zbuntowały się chcąc popsuć mi humor.
Syknąłem
cicho, podnosząc się.
Biegłem
dalej
nie zważając, że mój nadgarstek krwawił.
Otrzepałem
ręce
z ziemi, szukając mojej klasy.
Los
tak chciał, iż lekcje
miałem na samej górze, co spowodowało ciężkie dyszenie gdy
wchodziłem do klasy.
Wszystkie
spojrzenia zwróciły
się ku mnie, nie które tak, że aż poczułem dziwne uczucie w
brzuchu.
Nauczycielka zwykle
uśmiechnięta dziś wyjątkowo smętna z smutnym
wyrazem twarzy.
-Miller,
spóźnienie.-Stwierdziła
beznamiętnym tonem.
Dokładnie
tak jakby przejechała
paznokciami
po tablicy. Grrr. Spokojnym krokiem, podszedłem
do swojej ławki, jak zwykle czekał tam na mnie Tom. Wyciągnął
rękę na przywitanie.
-Znów
przeholowałeś
?-Spytał szeptem.
Tom,
Tom jakby go opisać. Można powiedzieć, że był przystojny,
świadczy o tym fan club założony przez pierwszaki.
Miał
krótkie blond włosy i orzechowe oczy. Kapitan drużyny piłkarskiej,
na tym kończymy temat. Jego dziewczyna, jak dobrze pamiętam Nicole
jest najlepszą przyjaciółką Rose. Gdy tylko byłem w towarzystwie
tej dziewuchy, ciśnienie momentalnie mi podskakiwało.
Rose, to a Rose, tamto bla, bla niepotrzebnie
sobie ślinę
marnowała.
-Żebyś
wiedział, ale dziś zero gier, zero komputera.-Cichy
śmiech wydobył się z krtani chłopaka.
-Powodzenia
życzę.-Dodał uszczypliwie.
-Dzięki.-Burknąłem
pod nosem. Sięgnąłem,
po mój jakże dziś ubogi plecak, którego nie zdążyłem spakować.
Piórnik
wylądował na drewnianej
ławce dając dość głośne echo. Chwyciłem za mój ulubiony
długopis, który
zaczęłam namiętnie miętolić w buzi.
Aby do dzwonka.
-Na
kim skończyliśmy ? Dobra od początku.
-Miller
?
-Obecny.-Inne
nazwiska jakoś mnie za bardzo nie
interesowały. Dźwięk
zamykanego dziennika, rozniósł
się po dali dając mi nie dosyt, a dokładnie bark jednego nazwiska.
Trochę
zmieszany rozejrzałem się po sali.
Miejsce
tam
gdzie miała siedzieć
Rose było
puste.
-Psze
pani, gdzie Ro..-Przerwało mi nachalne machanie głowy Nicol, która
ze smutkiem patrzyła się
na mnie.
Czyżby
dotrzymała słowa ?"Dobrze, oszczędzę
Ci problemu, przepiszę się
do innej klasy."Głos Rose rozchodził się mi po głowie, dając
ogromny ból.
Ona
mówiła poważnie.
Nie
zależało mi na niej, ale dlaczego czuję jakby czegoś mi
brakowało.
-Miller,
widać, że masz dużo energii,
zapraszam do tablicy.-Głos nauczycielki, był wyjątkowo szorstki.
Odsunąłem
krzesło, powodując szuranie po drewnianej podłodze.
Podchodząc,
poprosiła mnie na bok.
-Klasa
robi zadanie piąte.-Spojrzała się na mnie gniewnie.
Boże
nic nie zrobiłem, jej córka jest za młoda, nawet z nią nie
gadałem.
A
może o chodzi o tą cholerną kartkówkę, kiedy napisałem, że
musi udać się do fryzjera.-Miller, nie wiem czy to ma związek z
tobą akurat.
Gdy
Rose przepisała się
do innej klasy, podała jako powód złe kontakty z kolegą.
Jeśli
to twoja wina, to miej
świadomość,
że przez Ciebie straciłam najlepszego ucznia.-Złe
kontakty,
przeniesienie,
najlepszy uczeń.
Dość,
za dużo.
Popatrzyłem
się na kobietę.
Od
razu widać,
że będę
miał jednym
słowem przejebane.
Podała
mi książkę.
Nie,
nie podała to zbyt lekkie określenie. Wcisnęła.
Niechętnie
podszedłem
do
tablicy licząc, że tylko
dzwonek
wyciągnie mnie od tych katuszy.
***
Opierałem
się o zimną betonową
ścianę prowadzącą na hale sportową.
Było
tu zimno, cholernie zimno.
Jedyne
miejsce w szkole, które jest słabo ogrzewane.
Dyrekcja
twierdzi, że po wysiłku fizycznym jest ciepło
i nie potrzeba więcej ciepła. Śmiech
na sali, później połowa szkoły choruje na grypę.
Ostatnie
minuty lekcji ciągnęły
się wręcz okropnie, chciałem pogadać z Rose wyjaśnić całą
sytuację.
Wiadomości
szybko się
rozchodzą.
Rose
Dumbar przepisała
się
z Architektury na Malarstwo a kto lub co było główną przyczyną –
ja. Oczywiście.
Podszedłem
bliżej drzwi wejściowych na hale.
Rose
obecnie miała zajęcia siatkówki.
Głos
ich nauczyciela był tak donośny,
że słyszałem go na korytarzu.
-Słuchać
dziewczyny, za tydzień jedziemy na zawody tak ?Pokażcie tym
pokrakom siłę młodości.-Pan Jony, był najbardziej lubianym
nauczycielem.
Mimo,
iż miał żonę , dwójkę dzieci i czterdziestkę na karku, miał
więcej energii
i motywacji do ćwiczeń niż cała szkoła.
-Czołem,
grupa.-Krzyknął
-Czołem.-Poczułem
lekkie drganie podłogi.
Drzwi
otworzyły się z hukiem.
Dziewczyn
było mało jednak nie powiem miałem mały problem z jej
znalezieniem.
-Rose.-Dziewczyna,
przystanęła
na chwilę.
Podbiegłem
do niej chwytając ją lekko za ramię.
Zdziwiłem
się gdy moja ręka została uderzona.
Nie
powiem, ma dziewczyna siłę.
-Czego
chcesz ?-Warknęła
pod nosem.
Nie
odwróciła się.
Jej
głos, chodź cichy można było z niego wyłapać tyle emocji.
Od
nutki radości do goryczy.
-Musiałaś postawić na swoim i się przepisać ? Teraz połowa nauczycieli mnie nie lubi, dziewczyny na mnie nie patrzą !
-Więc
to jest twoje zmartwienie .Brak zainteresowania?-Co
za zuchwała dziewucha nie ma co !
-Nie,
to nie to, ale to przez Ciebie wszystko dobija się na mnie.
A
to dlatego, że jesteś strasznie iryt..-Nie było dane mi skończyć,
gdy poczułem piekący ból
na
lewym policzku.
Nie
sądziłem, że będzie zdolna mnie uderzyć.
Spojrzałem
się na nią, jej oczy załzawione, ale prze ze mnie ?
-Rose.
-Jesteś
dupkiem Harry.
Patrzył
się na jej ciało, jakby chciał zapamiętać
każdy jego kawałek.
Całował
ją czule, dając jej przy tym ogrom przyjemności.
Jego
imię
wypowiedziane
przez jej usta, było dla niego jak olej napędowy.
Kochali
się do zmęczenia.
Chłonęli
swoje, zapachy chcąc nadrobić czas, kiedy nie mogli być razem.
Opadli
na poduszki, spełnieni z uśmiechem na twarzy.
Nie
sądziła, że kiedyś będzie tak szczęśliwa.
A
teraz ? Leży w łóżku obok faceta z którym przeżywała
najlepszy seks w życiu.
Pocałowała,
jego czerwona usta.
Zachłannością,
przeczesywała jego czarne włosy.
On błądził, rękami po jej ciele zapamiętując każdy detal.
-Nie
uważasz, że na dziś już starczy ?-Spytał ciężko oddychając,
przerywając Patrici namiętne pocałunki
.
-William.-Stęknęła.-Nie
było Cię dwa miesiące, daj mi się nacieszyć, taki wspaniałym
mężem.-Cmoknęła
jego żuchwę.
-Nadrobimy
to obiecuje,
masz dwa miesiące, żeby wykorzystać mnie do granic możliwości.
Tak
jak to robiłaś, jak staraliśmy się o Rose.-Zarumieniła się
lekko, wracając do tego
zdarzenia. Wspomnienie,
ledwo
chodzącego
Williama, i jej ostry ból brzucha, było nie do zapomnienia.
Mężczyzna
zażądał
wtedy dwa miesiące przerwy.
-Spójrz
teraz, mamy wspaniałą córkę i syna.-Kolejny pocałunek.
-Może
tak..-urwał myśl, wpatrując się
oczami w Patricie- zrobić ostatnie cudowne dziecko ?
Ruda,
popatrzyła chwile na męża.
Jednak
maślane oczka Williama zrobiły swoje.
Kobieta
rzuciła się- w każdym słowa tego znaczeniu, na męża, wzbudzając
w nim podniecenie.
-Żebyś
tylko nie marudził, że chodzić nie możesz.
Gdy
tylko przekroczyła próg domu, pobiegła do pokoju.
Słyszała
głos matki wołający na obiad, jednak odkrzyknęła
wymówkę
typu "
nie jestem głodna”.
Trzasnęła
drzwiami, opierając się na nich.
Głośnych
szloch wydobył się z jej gardła.
Chciała
się
pozbyć się wszystkich wspomnień
,
zamieszkujących
jej głowę.
Chciała
raz na zawsze zapomnieć
o nim.
Kolejne
gorzkie załkanie.
Zsunęła się po drzwiach, strącając szklany wazon , z kwiatami.
Drżącymi
rękami chwyciła telefon.
W
wyszukiwaniu wpisała Nicol. Chciała się tylko komuś wypłakać.
Szybko wcisnęła zieloną słuchawkę. Słyszała
regularny sygnał dźwiękowy.
-Nicol
? -Spytała cicho chcąc ukryć drganie swojego głosu.
Wolną
ręką otarła łzy które ubrudziły
jej białą koszulę.
-Nie
tu Tom. Coś się stało Rose ? -Chciała palnąć
się
w czoło wspominając
rozmowę
z przyjaciółką która ekscytowała
się dzisiejszą
randką.
-Nie,
nic się nie stało, przepraszam, że przeszkodziłam .-Nawijała nie
zważając na szybkość
i składność.
Plątał
jej się język a nie pewny głos dziewczyny tylko niepokoił
chłopaka.
-Weź
na głośnik.-W oddali
usłyszała głos przyjaciółki.
-Rose,
co tam ?
-Nicole,
nie chce wam przeszkadzać już kończę.
Udanego
spotkania.-Powiedziała
pośpiesznie.
-Wiesz
Harry, dziś miał jakiś gorszy dzień, cały czas był przy
tablicy. Nauczyciele
chyba się na niego uwzięli.-Tom
miał złe wyczucie czasu.
Przed
rozłączeniem się Rose usłyszała, imię chłopaka
powodując kolejną dawkę łez. Nicole
usłyszawszy cichy płacz po stronie słuchawki, chwyciła za
telefon.
-Jesteś
w domu ?-Spytała, patrząc na chłopaka ze złością.
-Tak.-Prawie
niesłyszalny szept, zakończył rozmowę.
-Przepraszam
Tom, ale przyjaciółka
w potrzebie, najprawdopodobniej
chodzi o twojego, zakichanego
kumpla.-Chwyciła skórzaną kurtkę.
-Mogę
jechać z tobą ?-Spytał niepewnie.
Nicole uśmiechnęła
się szczerze, chwytając ciepłą dłoń chłopaka.
Rose
:
-Rose,
gotowa ? Eddieson dzwonił już chyba z pięć razy.-Ostatni raz
poprawiłam, czarną sukienkę.
Można
powiedzieć, że wyglądałam przyzwoicie.
Założyłam
na nogi czerwone szpilki, no cóż trzeba dodać sobie wzrostu.
Mimo
iż Millerowie mieszkali na przeciwko,
dziś było strasznie zimno.
Chwyciłam
za płaszcz.
Rodzice
i Dan czekali już na dole najwidoczniej trochę poirytowani.
Kobieta
też musi się przygotować.
Dom
Millerów był jak co roku -wystrojony w miarę
normalnie, nie jak inni, cały dom obładowali lampkami. Chore .W
holu były jedynie kolorowe światełka, które stroiły
drewniane schody. Wujek Eddie pomógł ściągnąć
mi płaszcz,
gestem
ręki zapraszając do środka. Salon wyjątkowo mi się podobał.
Duży kominek , na nim powieszone skarpety. Duża choinka w drugim
rogu, przystrojona przez dziecięce
rączki Anny. Po środku stół, duży żeby mógł nas wszystkich
pomieścić. W pomieszczeniu było dość jasno, co spowodowało mały
ból w skroniach. Coś małego uczepiło się mojej nogi. Schylając
się zauważyłam
blond czuprynkę, która miała dwa krótkie kucyki.
-Cześć
brzdącu.-Ostrożnie chwyciłam, dziewczynkę
na rączki. Miała tak niesamowite oczy - niebieskie niczym ocean
dodatkowo strasznie blada karnację.
W sweterku
w renifery i czarnych spodniach, wyglądała całkiem uroczo.
-Jade,
goście przyszli .
-Witajcie,
o Rose mogła byś przebrać Anne w sukienkę, jest na
górze.-Przełknęłam głośno ślinę .Rozejrzałam się po pokoju,
jednak go nie zauważyłam
za pewne jest na górze.
-Tak
już idę
ciociu.-Z małym urwisem jednak jest ciężko wchodzić po schodach.
Co
chwila ciągnęła
mnie za wystające pasma włosów.
Mnie to bolało jej to sprawiało frajdę.
Będąc na górze, usłyszałam głośną muzykę z pokoju Harreego,
mężczyźni
nigdy się nie zmienią.
Westchnęłam
wchodząc do pokoju dziewczynki.
Nie zamykając drzwi, położyłam Anne na specjalna mate..
-Chodź
ciocia Rose, się trochę
z tobą pobawi.-Przyłożyłam usta do jej brzuszka, zadając jej
najgorsze
tortury dla dziecka- łaskotki. Dziecko wybuchło
głośnym śmiechem.
-Pasuje
Ci takie dziecko.-Zadrżałam. Głośny i oschły głos wylał na
mnie kubeł zimnej wody. Stał, sobie jak gdyby nigdy nic. Muszę
stwierdzić, że wyglądał
wyjątkowo ładnie.
Koszula w kratę, i czarne spodnie
wyjątkowo mu służyły.
-Czego
chcesz ?-Warknęłam.
Anna chyba zrozumiała napiętą sytuację
i zajęła
się małą grzechotką. Przybliżył się o krok, perfidnie
wpatrując się w mnie.
-Jakbyś
chciała wiedzieć, to mój dom. Przyszedłem
tylko sprawdzić
co z Anną.-Prychnęłam.
Od kiedy stał się taki opiekuńczy ? Teraz to ja zrobiła krok w
jego stronę.
-Dobra
wymówka.-Zaśmiał się
pod nosem. Jak mnie ten chłopak drażni. Do tego doszło, że
stykaliśmy
się nosami, wpatrując sobie w oczy.
-Wiesz
jesteś...-Poczułam, ciepłe wargi na swoich. Byłam trochę
zmieszana, jednak oddałam pocałunek
z zachłannością.
To było coś pięknego. Jego usta były takie przyjemne. Nie wiem
kiedy, wylądowaliśmy na małym łóżku Anny. Chwycił
jedną ręką , moje włosy po czym zerwał nich gumkę. Rozsypały
się na różowej poduszce.
Pocałunki stawały się coraz namiętne,
jednak żadne z nas nie chciało przestać. Zaczynało brakować mi
tchu. Cichy śmiech dziecka, orzeźwił
nas. Oderwaliśmy się od siebie.
Chciałam pokończyć zadanie , jednak o miał swoje trzy grosze.
Musnął po raz kolejny moje wargi. Czułam jego oddech na swojej
zgrzanej skórze. Wtulił się w moje czarne włosy.
-Wiem,
jestem dupkiem. Ale dupkiem, który się zakochał w najbardziej
irytującej dziewczynie na świecie.-Szepnął
cicho, po raz kolejny zatapiając się w moich ustach.
Wiec, to na tyle z moje strony.Jestem wdzięczna, za wszystkie komentarze jaki i wejścia.Mimo,iż oficjalnie kończę z blogiem, on nadal będzie funkcjonował.Po cichu ale będzie ! Muszę poprawić, moje bazgroły i oczekuje na nowy szablon.Do zobaczenia, może niedługo na innym blogu.
Lalu.